STRONA GŁÓWNA BIOGRAFIA
DYSKOGRAFIA
TEKSTY
FOTOGRAFIE
WYWIADY
"Wiedźmin"
<<<powrót
INFORMACJE
MULTIMEDIA
KSIĘGA
GOŚCI
CHAT
SONDA
KONTAKT
|
|
|
Rockman w neverlandzie
z GRZEGORZEM CIECHOWSKIM rozmawiają Maciej Parowski i
Bartek Świderski
Nowa Fantastyka, nr 11 (218)
Maciej Parowski: - Przeszedł Pan podobną
drogę, co polska fantastyka - gdy powstawały
socjotechniczne
antyutopie, Pan skandował w nowomowie
do mechanicznej muzyki kawałki wywiedzione z
doświadczeń PRL ("Kombinat") albo prozy
Vonneguta ("Równy bądź"). Potem gdy
wybuchła u
nas fantasy. Pan zajął się "muzyką
źródeł".
Grzegorz Ciechowski: - To znak czasu. Powoli
dezaktualizuje się i zaciera znaczenie komunikatów,
zakamuflowanych w tamtych utworach.
Dziś Orwella, Vonneguta, Zajdla czytamy
"bezinteresownie".
MP: - Bo już nie kopią nikogo w naszym imieniu...
GC: - A my nie kopiemy się pod stołem z
porozumiewawczym uśmieszkiem.
Bartek Świderski: - Łatwo było się przestawić?
GC: - Przede wszystkim przesunąłem akcent na muzykę.
We wczesnych kompozycjach najważniejsze byty słowa,
literacka kreacja pewnej
rzeczywistości. Teraz muzyka ilustracyjna, na przykład
do "Wiedźmina", będzie okrojona ze znaczeń,
dźwiękami dopowie klimaty świata
zarysowanego w filmie.
BŚ: - Ma Pan już sprecyzowana koncepcję?
GC: - Rytmy będą mocne, etniczne, sięgające do
plemiennych korzeni, grane na afrykańskich bębnach.
Połączę je ze śpiewem operowym.
Dopełnieniem będzie chór, najprawdopodobniej lubelski
"Kairos" Borysa Somerschafa.
MP: - Skąd ten pomysł?
GC: - Od dawna odgrażałem się, że chcę coś zrobić
ze śpiewem
operowym, były najdziwniejsze projekty, na przykład
"Grzegorz w operze". Z Alicją Węgorzewską -
piękną i młodą, a przede wszystkim utalentowaną
wokalistką - przesłuchaliśmy wiele zachodnich płyt
pop-operowych. Niestety, te produkcje polegają
najczęściej na wsypywaniu kilogramów cukru do muzyki
operowej, co owocuje śpiewaniem operowo-mydlanym, aż
bańki lecą nosem. Dopiero "Wiedźmin"
podpowiedział mi sposób, który pozwoli ułożyć
wszystko w sensowną całość. Proza łącząca wiele
epok i znaczeń, odsyłająca czytelnika do wielu baśni
i mitów, wprost prosi o muzykę równie eklektyczną i
odjechaną. Układam czasową i muzyczną ciuciubabkę -
zakręcimy motywami, które słuchacz natychmiast
rozpozna, ale nie znajdzie do nich jednego konkretnego
punktu odniesienia.
BŚ: - Kiedy zetknął się Pan z prozą Sapkowskiego?
GC: - Sięgnąłem po niego z ciekawości, gdy mój
przyjaciel Michał Szczerbic zaczął pisać scenariusz.
"Wiedźmin" od razu skojarzył mi się z
Tolkienem, bo Sapkowski także uwięził mnie w swoim
świecie w stopniu graniczącym z transem. Nie
sądziłem, że odnajdę u współczesnego polskiego
autora tak bogatą i urokliwą krainę literacką.
MP: - I zaproponował Pan Szczerbicowi
swój udział?
GC: - Nie potrafię być przebojowy, nachalny. Zacząłem
od skontaktowania go z Jackiem Wysockim, mistrzem Aikido.
W polskim kinie jest wielu speców od szermierki, ale
technika Wiedźmina kojarzyła mi się
ze wschodnimi sztukami walk, a tu Jacek nie ma sobie
równych. Dopiero gdy się poznali i przypadli sobie do
gustu, padło pytanie, jak wyobrażam sobie muzyczną
oprawę "Wiedźmina". Przedstawiłem więc
Michałowi moją koncepcję muzycznego never-never landu,
a potem nagrałem przykładowy utwór. Spodobało mu
się, potem zaakceptowała to reszta ekipy.
MP: - Literackie gry, aluzje Sapkowskiego stawiają opór
sztuce
obrazu. Nie przenoszą się na filmowe ujęcie
konkretnych zamków, lasów, pól. Muzyka, o jakiej Pan
opowiada, rzeczywiście może dać temu filmowi tajemnice
i wieloznaczność.
GC: - To był klucz i punkt wyjścia. Nie ograniczam się
do pisania nut, poprzez muzyczne efekty buduję tamten
świat w warstwie dźwiękowej. Na przykład: jedzie
rycerz w pejzażu kieleckim, trawa jest po Bożemu
zielona, droga brązowa. Ale domyślamy się, że
czająca się w krzakach fauna jest już inna. Bo skoro
wyłazi stamtąd dziesięciometrowy potwór, to możemy
zakładać, że świerszcze są wielkości psa. Pytanie -
jak gra taki świerszcz?
MP: - Myśli Pan o swojej robocie w
kategorii modnych na świecie soundtracków?
GC: - Zwykle filmom fantastycznym towarzyszą mocne
aranżacje orkiestrowe. Ale od tego są lepsi, na
przykład mój idol Wojciech Kilar, który stworzył
świetną muzykę do "Draculi" i
"Dziewiątych Wrót". Ja do
takiej muzyki nie mam kompetencji ani serca. Na
szczęście, udało mi się znaleźć rozwiązanie,
które łączy moje zainteresowania i oczekiwania
realizatorów. Chciałbym stworzyć motyw, który byłby
natychmiast
identyfikowany z "Wiedźminem", jak czołówka
"Gwiezdnych Wojen".
BŚ: - Co sądzi Pan o protestach fanów przeciw
ekranizacji "Wiedźmina"?
GC: - Zawsze znajdą się fanatycy, usiłujący
kontrolować twórcę. Po pierwszej płycie Republiki
fani stali się moimi cenzorami, dyktującymi, co mam
dalej grać, i obrażali się, gdy nie bytem posłuszny,
i potem po koncercie znajdowaliśmy w garderobie stos
wrzuconych przez okno cegieł... Czytelnicy Sapkowskiego
podświadomie pragną chyba należeć do elitarnego
klubu, nie chcą dzielić radości z masowym odbiorcą.
Nie chcą też, aby ktoś sprowadził ich wyobrażenia do
jednego mianownika, choćby obsadzając konkretnych
aktorów. Rozumiem ich - sam bytem w dzieciństwie fanem
powieści Karola Maya i z rozgoryczeniem przyjmowałem
jugosłowiańsko-niemieckie ekranizacje. Ale przecież
wyobrażonego świata, który noszą w sobie, nikt im nie
wyrwie. A na ten największy polski serial czeka
telewizja, niedopromowane książki i - przede wszystkim
- widzowie, którzy Sapkowskiego jeszcze nie znają.
MP: - Nawiasem mówiąc, uważam, że Żebrowski jest
lepszy do tej roli od Costnera i Dafoe'a.
GC: -I wygląda świetnie...
MP: - Widziałem w Kazuniu, że dodatkowo
jest rzetelnie wkurzony pytaniami wymagających fanów
szczególantów. Bardzo mi się to, z punktu widzenia
emocjonalnych perspektyw całego przedsięwzięcia,
podobało.
GC: - Fakt, wściekłość data mu napęd, ekipa wręcz
boi się o jego zdrowie, tak ostro idzie. Docenia to
nawet Jacek Wysocki, który miał już tysiące uczniów.
Podobno rzeczy, zajmujące innym pół roku, Żebrowski
przyswaja w ciągu godziny.
BŚ: - Czyli filmowcom grozić może zawrót głowy od
sukcesów. Pan zna ten stan. Czy w okresie świetności
Republiki nie niepokoiły Pana zastępy fanów,
traktujących Pana jak wyrocznię?
GC: - Owszem. Nieoczekiwanie straciłem kontrolę nad
swoim wizerunkiem, stawałem oko w oko z ludźmi
identycznie uczesanymi i ubranymi. To było szokujące. W
dodatku te moje uwolnione wizerunki przeżywały
przygody, które przypisywano mnie. Poznałem na
przykład ciężarną dziewczynę, którą mój sobowtór
poderwał "na Ciechowskiego". Dochodziły mnie
plotki, że punki obcięty mi grzywkę...
MP: - Niczym Dalila Samsonowi...
GC: - Tak, to byt symbol tzw. popersostwa, które niecnie
mi przy- pisano. Ale gdy miałem 26 lat, żeby obciąć
mi grzywkę, musieliby mnie najpierw zabić.
BŚ: - Jak wygląda dziś pański warsztat
pracy?
GC: - Ostatnio zredukowałem swój sprzęt, zostawiłem
tylko parę najlepszych, "oswojonych"
urządzeń. A i tak co pół roku muszę czytać
500-stronicową instrukcję obsługi nowego programu
operacyjnego. Z tymi nowoczesnymi zabawkami łatwo
zginąć w gąszczu możliwości. Dlatego liczą się
pierwsze, szybkie decyzje. Zresztą, umówmy się - dobra
piosenka wybroni się także na fortepianie.
MP: - Brakowało Panu wykształcenia muzycznego?
GC: - Oczywiście. Ale zawsze starałem się uczynić z
tego atut. Niedokształcenie daje odwagę, poza tym, jak
ktoś zna cztery akordy, to łatwiej staje się
rozpoznawalny. Jest charakterystyczny, czy tego chce,
czy nie (śmiech).
MP: - Zdjąłem z pawlacza adapter i
"asfaltową" płytę "Nowe sytuacje".
W tamtej prostocie była metoda. Działa zresztą do
dziś.
GC: - Kiedy słucham starych nagrań, żenuje mnie wiele
rzeczy, ale odczuwam też zaklętą w nich siłę. W ich
monotonii, uporczywości. Popełniałem sporo błędów,
choć jak na samouka radziłem sobie nieźle. Wstydząc
się za różne niedociągnięcia, jestem gotów bronić
każdego etapu mojej twórczości i udowodnić, że dziś
widzę już wyraźnie kamienie, o które się potykałem.
Po latach można mówić o profesjonalizacji, ale
tamtego prymitywizmu nie potrafiłbym powtórzyć.
Zresztą, byłaby to potworna perfidia.
BŚ: - Czy o tej perfidii śpiewał Pan
później w "Mamonie"?
GC: - To piosenka autoironiczna, ale też kpina ze
wszystkich rockmanów. Chcielibyśmy, żeby nasze płyty
zachowały niszowość, eksperymentalność, ale żeby
nakłady wynosiły minimum pół miliona. Ideałem
byłaby dla nas awangarda z sukcesem komercyjnym. Gdy
powiedziałem to sobie otwarcie, patrząc w lustro,
poczułem się lżejszy. Wyzwoliłem się, nazywając
problem po imieniu. Już wcześniej Republika
miała takie zakręty, nasze spory dopiero teraz stają
się dla mnie czytelne. Ale zupełnie świadomie
nagrywaliśmy też płyty niszowe, na przykład
"Siódmą Pieczęć". W sumie mogliśmy więc
zaśpiewać "Mamonę", wielu innych kolegów
ryzykowało takim utworem już zbyt wiele. Bo totalnie by
się obnażyli, byliby jak panienki stojące przy drodze
w pomarańczowych spódnicach. Myślę głównie o
wykonawcach, którzy doszli do głosu w latach
dziewięćdziesiątych.
MP: - Dla Pana generacji rock był wypowiedzią,
krzykiem, skargą.
GC: - Tak mogło być i teraz. Ale nie wyszło.
Oczekiwałbym więcej od całego dziesięciolecia niż
jeden Hey. Bo przecież Kazik korzeniami tkwi w
poprzedniej dekadzie.
MP: - W dzisiejszej fantastyce tez
dominują debiutanci z lat osiemdziesiątych.
GC: - To jest niesamowite, że ci ludzie cały czas
wracają i wcale nie wyglądają na dinozaurów.
Młodszym, przysyłającym mi regularnie taśmy demo,
powtarzam do znudzenia: "Najpierw powinieneś
wiedzieć, co chcesz zaśpiewać, a potem
śpiewać". A oni śpiewają po angielsku, czyli po
żadnemu. Posługują się samą ekspresją, uciekając
przed przekazem. A to przekaz jest istotą rocka.
MP: - Zaczęliśmy od Orwella i Zajdla, ale w języku
fantastyki kodowało się różne treści. Na przykład
Pański "Mój imperializm" wykorzystywał
poetykę - retorykę science fiction socjologicznej do
opowieści o zaborczym kochanku.
GC: - Nie tylko z polityki składał się nasz świat.
Jestem dumny z metafory w piosence "Obcy
Astronom".
W niekonwencjonalny sposób opisała dość
konwencjonalną sytuację, wziętą zresztą z życia.
MP: - Bo każdy mody człowiek najpierw wybraną kobietę
namierza, "astronomuje", a potem na niej
ląduje.
GC: - Ładnie powiedziane.
Notował Bartek Świderski
Wywiad
pochodzi ze strony http://film.sapkowski.pl
|