STRONA GŁÓWNA BIOGRAFIA
DYSKOGRAFIA
TEKSTY
FOTOGRAFIE
WYWIADY
"Radio Zet"
<<<powrót
INFORMACJE
MULTIMEDIA
KSIĘGA
GOŚCI
CHAT
SONDA
KONTAKT
|
|
|
Weekend z gwiazdą - Grzegorz
Ciechowski
20, 21 marca '99
Wiesz co to jest?
Wycinki prasowe pewnie.
Tak, tak, ale jakie, o czym, czemu, komu poświęcone?
No podejrzewam, że prawdopodobnie to jest Obywatel
GC.
Brawo.
Czy musiałeś pozbierać trochę tego...
Nie, to przysyłają nawet. Ale przeczytałem je
wszystkie i tak się zastanowiłem, że z tych wycinków
prasowych i z tych wywiadów, których udzielałeś
gazetom i telewizji nawet, w radiach, to nie wynika jakim
Grzegorz Ciechowski jest tak naprawdę człowiekiem. Nie
wiemy czy jest spokojny czy agresywny, skąpy czy
rozrzutny, uczuciowy czy zimny jak lód.
Ja w ogóle myślę, że mi towarzyszy taki też
wizerunek w tych wywiadach, i z tych wywiadów
wynikający, takiego dosyć trudnego rozmówcy. Nie wiem
skąd to się wzięło, ale pamiętam, że Walter
Hełstowski, który jak prowadził zajęcia (tak mi się
chwalił przynajmniej) na dziennikarstwie, to podawał
mnie jako przykład trudnego rozmówcy - dla adeptów
sztuki dziennikarskiej.
Bo Ty nie chcesz się pewnie otworzyć trochę przed
tym wszystkim?
Znaczy ja nie wiem na czym to polega, bo mi się
wydaje, że ja z kolei jeżeli chodzi o tego rodzaju
działania jak udzielanie wywiadów do prasy itd.
właściwie robię osiemdziesiąt procent pracy robię za
dziennikarzy, a bywało i tak....
Chciałbym obalić ten mit dzisiaj....
Dzisiaj Ty pracujesz w porządku.
Ale nie, nie ja obalam, tylko obalić, że to Ty
robisz za nich osiemdziesiąt procent bo nieźle się z
Tobą musieli namęczyć podejrzewam.
No na pewno...Ale bywało i tak, ja pamiętam takie
manipulacje, których się dopuszczałem, i to na
różnych etapach swojego działania, że bywało i tak,
że były tak nie udane wywiady, po prostu tak ludzie
byli nie przygotowani, tak słabo to szło, że w
momencie kiedy przysyłali mi materiały do autoryzacji,
ja to pisałem po prostu od początku...
Sam pisałeś?
Bo nie było innego wyjścia. Jeżeli mówimy już o
manipulacjach to dopuszczamy się też takich rzeczy, że
często na jakimś etapie czy to kiedy płyta jakaś nowa
wychodziła, czy powstawało coś nowego co było ważne
i trzeba było to jakoś wypromować, to pisałem
bezimiennie taki dłuższy tekst analizujący to co
zrobiłem.
I rozsyłałeś do gazet?
Rozsyłałem może nie tyle do gazet ale w takich
miejscach gdzie wiedziałem, że na jakiś imprezach
większych branżowych, że ci dziennikarze się
zbierają, no i potem całe fragmenty...
Czytałeś rano...?
....napisane przeze mnie były podpisywane różnymi
nazwiskami, często funkcjonującymi do dziś.
To teraz zinterpretujmy Twoją osobę.
Jesteś człowiekiem rzeczywiście żyjącym sobie w
spokojnym w takim swoim świecie, czy miewasz czasem...?
Ja myślę, że ten spokój wymusza na nas też
życie, że w pewnym sensie mieszkamy no w Polsce prawda,
towarzyszy temu co robimy zjawisko tak zwanej
rozpoznawalności, a więc pomyśl o sobie, Ty jesteś
postacią radiową więc dopóki się nie odezwiesz to
możesz liczyć na pewną anonimowość, natomiast ja
pojawiam się w różnych mediach i moja twarz jest
rozpoznawalna jakoś tam, chociaż nie jestem na tym
punkcie w ogóle przewrażliwiony, możesz mi wierzyć,
ale jak ktoś mi proponuje: "to może wpadnijmy do
klubu potańczyć", to dzieje się coś dziwnego, bo
to ten nasz wizerunek jest od nas odklejony, tak jak nie
wiem, jak cień od Piotrusia Pana. Ludzie nie myślą o
tym, że przyszedł jakiś facet sobie potańczyć tylko:
"patrz Ciechowski tańczy", I to jest już w
ogóle zjawisko które samo w sobie jest czymś
interesującym, prawda? I ja jestem na przykład pod tym
względem (muszę Ci się przyznać), towarzyszy mi cały
czas taka bardzo tłumiona nieśmiałość, którą mam w
sobie od dziecka, ja się często czerwienię, często
udaję takiego twardziela, kogoś kto natychmiast
nawiązuje kontakt, a tak naprawdę dla mnie poznanie
każdej nowej osoby...
To jest trudność?
To jest pewna trudność.
Kobiety w to wliczamy, czy poznawanie kobiet nie stanowi
dla Ciebie żadnych trudności?
Kobiety też, oczywiście że tak, tym bardziej, i to
są takie trudności które są tym większe im
pojawieniu się mojej osoby towarzyszy pewien wizerunek
który tak jak mówiłem, on jest ode mnie odklejony, on
właściwie funkcjonuje poza mną. A więc dla wielu
ludzi Ciechowski kojarzy się z pewnym określonym typem
zachowań, a to wcale nie musi być tak. Ja zdaję sobie
sprawę z tego, że wchodzę do pomieszczenia razem z tym
całym plecakiem różnych wyobrażeń na mój temat, i
muszę temu sprostać i za zwyczaj to polega na tym że
na przykład poznaję kogoś nowego, gadamy, tego
wszystko jest fajnie, no i ten ktoś poklepuje mnie potem
po plecach i mówi: "No wiesz, jestem mile
rozczarowany.." na przykład mówi, albo jeszcze
inaczej: spotykam się z ludźmi których nie widziałem
przez kilkanaście lat na przykład...
Zdziwieni, że Ci woda sodowa nie uderzyła?
Oni ze sobą rozmawiają, my wspominamy, oni się w
ogóle dziwią, że ja ich pamiętam, że pamiętam na
przykład jakieś wspaniałe wspólne przeżycia które
mieliśmy razem, i mówią: "No po prostu
niesamowite, palma Ci nie odbiła" itd. itd. ...,i
to są takie rzeczy, które myślę że wszyscy powinni
zdawać sobie sprawę, że im bardziej ktoś funkcjonuje
właśnie ze swoim wizerunkiem na zewnątrz, tym większe
kłopoty musi mieć potem z utrzymaniem takiej równowagi
między sobą samym a wizerunkiem który funkcjonuje poza
nim. To jest trudne.
Myślisz, że Ci się udaje?
Myślę że tak, myślę że jakoś mi się to udaje,
bo ja szukam tej równowagi na takim poziomie
podstawowym, czyli z najbliższymi osobami, to znaczy z
rodziną, ze starymi przyjaciółmi, i wiadomo, że tutaj
po prostu jestem sprawdzalny, i to jest wydaje mi się no
taki sprawdzian wobec siebie samego, że jestem normalny
po prostu.
W domu Ty jesteś osobą która zajmuje się domem w
ogóle, potrafisz jajecznicę ugotować na przykład?
Tak, jajecznicę robię świetną.
Potrafisz? A jeszcze coś poza tym?
Jajecznicę robię najlepszą nawet do tego stopnia,
że kiedy w niedzielny poranek postanawiamy że ...
To śniadanie do łóżka robisz może jeszcze?
Nie, nie, jak postanawiamy jajecznicę to ja to
robię. Natomiast całą resztę oczywiście nie.
Taki jesteś, a u Was w domu jest taki podział na
takiego samca co przynosi pieniądze i pracuje, i na
kobiety zarabia?
Od razu samca, dlaczego samca? Mogę być i samicą
jeżeli to nikomu nie przeszkadza, ale wydaje mi się czy
kobieta, czy mężczyzna to robią to jest kwestia pewnej
umowy, ja nie twierdzę że ...
Ale u Was w domu jest tak że mężczyzna?
U nas no tak się złożyło. Gdyby moja Ania była
akurat nie wiem, gwiazdą rocka, albo świetnie
zarabiającym powiedzmy - menadżerem, a ja miałbym
zdolności kulinarne na przykład, i cierpliwość do...
Ale ambicja by Ci pozwoliła na stanie przy kuchni, w
kuchni przy?
To ja bym chętnie postał przy tej kuchni, na
prawdę.
Tak?
Uważam, że to nie jest jakoś wpisane w płeć ten
podział, wydaje mi się, że...
Możliwości raczej tak?
...że raczej możliwości i przede wszystkim to
służy jakiemuś wspólnemu układowi , jeżeli widzę
wiele no takich par wokół siebie kiedy dochodzi do
pewnych takich trudnych wyborów, że na przykład
dziewczyna owszem podejmuje ten trud wychowania dzieci i
prowadzenia domu na jakiś czas, ale tłumi w sobie te
zapędy, które za chwilę w niej muszą wybuchnąć, bo
jak tylko dzieciaki do przedszkola to ona natychmiast
wraca do obrony pracy doktorskiej, idzie dalej, musi
nadrobić te wszystkie rzeczy, które straciła, i to
rzeczywiście może być wtedy problem w takim
małżeństwie. Co innego kiedy u nas właściwie te
wybory dokonały się tak naturalnie, to znaczy
rzeczywiście ja jestem ten który tam no idzie polować
na zwierzynę, a w domu ognia pilnuje moja żona.
Ty kochliwy w ogóle jesteś?
Jeżeli mówimy o ...
Bo jak wierzyć tym wycinkom prasowym
to strasznie kochliwy musisz być?
To znaczy wydaje mi się że tak, że ja jestem
bardzo kochliwy, natomiast co nie znaczy, że ta
miłość tak (jeżeli chodzi o jej obiekt) jest ciągle
zmienna. Wręcz przeciwnie, uważam, że jestem od
pewnego czasu bynajmniej bardzo monogamiczny.
Stale kochliwy, tak moglibyśmy powiedzieć?
Tak, i to jest taki stały pewien poziom który udaje
mi się, który udaje nam się utrzymywać.
Ty miałeś trzy żony, prawda? Znaczy trzy stałe,
długoletnie partnerki tak bym powiedział?
Trzy stałe partnerki, Ania jest moją drugą żoną,
z Małgosią Potocką nie mieliśmy ślubu, nie było
też rozwodu i bardzo mnie to cieszy.
Dzięki swojej pierwszej żonie przeniosłeś się do
Torunia, tak?
Tak, tak bo myśmy się poznali jeszcze w liceum....
To była pierwsza miłość taka wielka?
Tak, byliśmy ze sobą jedenaście lat, no i potem
właśnie spotkałem Małgosię Potocką, która z kolei
przeniosła mnie w górę Wisły do Warszawy.
Mówi się tak brzydko, że miewasz tak kobiety
(przepraszam za to określenie) "tak się na
zakładkę", to znaczy żonę jednocześnie z
Małgosią Potocką?
Nie, nie, nie miewam kobiet na zakładkę i wiele
rzeczy się na ten temat mówiło i wiele rzeczy
właśnie w tym między innymi - pewnie w tych wycinkach,
które tutaj masz, można było przeczytać i oczywiście
ja jestem w stanie kontrolować swój wizerunek związany
z moim zawodem, natomiast ..
Prywatnego nie?
Mam takie założenie jedno główne, że w żaden
sposób nie wchodzę w układy z prasą, która zajmuje
się wyłącznie sprawami plotkarskimi.
A nie lepiej czasem po prostu powiedzieć im swoją
wersję narzucić, żeby się odczepili?
Wydaje mi się, że to nie, bo to...
Zapytam jeszcze tak: czy ta prasa plotkarska w jakiś
sposób zniszczyła Ci, to znaczy zabrała Ci trochę
nerwów?
Tak, bardzo dużo, bardzo dużo i tutaj nie ma sensu
tego...
Czy to było tak że oni chwilami wypisywali swoje
tam, rozpisywali się...
To wszystko byłoby o wiele prostsze wydaje mi się i
dla mnie o wiele bardziej znośne, gdyby te rzeczy
rzeczywiście dotyczyły tylko mnie, tymczasem one jak
wiadomo w takich sprawach rodzinnych to cała rodzina
jest tutaj...
Uwikłana?
Pochłaniana przez te żywioły i te rzeczy, które
się ukazywały, no głównie to raniły moją mamę,
moją rodzinę, oni tam wszyscy naprawdę dreptali w
miejscu i żądali wręcz ode mnie sprostowań i sami
chcieli pisać, ja im stanowczo wybijałem to z głowy.
Także to było z jednej strony śmieszne, a z drugiej
strony przerażające.
A jak Twoje dzieci zniosły te całe zamieszanie?
Ja myślę, że moje małe dzieci to w ogóle nie
mają o tym pojęcia.
Nie mają pojęcia? A starsze?
To będą potem legendy takie, które będziemy im
opowiadać kiedyś tam w przyszłości, jak coś będą
rozumiały. Wela to bardzo ciężko zniosła wydaje mi
się, bo ona też nie żyje w próżni i to jest też
powód dla którego ja nie przedstawiałem żadnych
swoich wersji i nie będę ich przedstawiał.
Jak myślisz o swoim życiu to który okres swojego
życia uważasz za taki najprzyjemniejszy? Tak jak sobie
o nim pomyślisz jak jest Ci źle, tak sobie rozeprzesz
się w fotelu i myślisz wtedy to było super?
Myślę, że zawsze chyba dzieciństwo jest takim
okresem . Wcale nie wybrałbym okresu jakiegoś
związanego już z moją pracą, czy z moją drogą
jakąś artystyczną, tylko że na pewno dzieciństwo
jest takim okresem, które zawsze jawi nam się po
jakimś czasie szczególnie jako taki już okres mityczny
wręcz.
Ty wychowałeś się w mieście, którego nazwa do
wymówienia jest bardzo trudna.
Nie prawda, Tczew to jest łatwa nazwa.
Ale odmieniać trudno jest.
W Tczewie.
W Tczewie, z Tczewem.
O Tczewach możemy rozmawiać.
Miałeś dwie siostry, prawda? Dobrze policzyłem?
Starszą i młodszą.
Starszą o trzy lata ale i młodszą Małgosię.
I mamę, która zajmowała się domem, oddała się,
poświęciła Wam się chyba bez reszty?
Tak, tak, mama nigdy nie pracowała.
Zresztą Ty powiedz jak Wasz dom wyglądał bo wiesz
to lepiej na pewno.
Wydaje mi się, że to w jaki sposób na przykład w
tej chwili żyje, bezpośrednio się wywodzi z tego w
jakim domu mieszkałem i w jakim domu byłem wychowywany
bo to był taki dom, w którym były pewne stałe punkty
przynajmniej dla nas, dla dzieci tak się wydawało, że
są pewne takie zupełnie nie przesuwalne wartości, a to
że rodzice są razem to w ogóle nie wchodziło w
rachubę, żeby oni mogli kiedykolwiek się rozstać, to
była jedna rzecz, że ciągle ktoś jest w domu, a
jeżeli nie to jest odległość do niego piesza wynosi
nie więcej niż dziesięć minut, albo mama jest u
ciotki, albo jest w tym albo w tamtym sklepie - no
wiadomo, także to rzeczywiście tworzyło taką
atmosferę dużej pewności świata, w którym byliśmy,
który był nie zmienialny i który po prostu teraz mi
się jawi jako taki świat rzeczywiście wręcz
idylliczny, ale sadzę że coraz trudniej nam teraz
tworzyć tego rodzaju wartości. To znaczy ja mam
nadzieje, że moje dzieci te młodsze, Werze to już nie
będzie dane, bo ona uczestniczyła już w jednej burzy
życiowej, jestem o tym przekonany, że tym młodszym
dzieciom będziemy starali się tworzyć coś podobnego.
Ja jeszcze wracając do Tczewa, to
Twoja mama opowiadała taką historię o tym jak Ty
oglądałeś (bo to mnie rozbawiło, do tego wracam) jak
oglądałeś filmy Zorro na przykład, pamiętasz jak
oglądałeś?
Ja traktowałem bardzo poważnie te wszystkie sprawy,
ja byłem znany z tego że ..
Jaki film w takim przebraniu go oglądałeś, tak?
Po prostu podchodziłem do tych rzeczy bardzo
poważnie.
Profesjonalnie.
Ja wielokrotnie uciekałem do Indii, do Indian, w
stroju indiańskim wsiadałem do pociągów, tam mnie
sokiści wydobywali w ostatniej chwili, moja biedna mama
rzeczywiście miała ze mną niezłe przejścia, bo
widywała mnie już kiedy w tym stroju służbowym
indiańskim szedłem na dworzec, ona w tym momencie na
przykład była w szlafroku i w papilotach i musiała
wybiegać za mną na dworzec, bo już wiedziała że już
za chwilę gdzieś tam z finką wsiądę do pociągu byle
jakiego.
Ale Indie to były kierunek tak?
Indie to były kierunek, ja bardzo semantycznie
pojmowałem te rzeczy, tak samo jak Kolumb, czyli
chodziło mi o Indian oczywiście, bo tutaj co prawda
Kolumbowi chodziło o Indie ale mi chodziło o Indian w
związku z tym wyjeżdżałem do Indii, miałem
sfałszowany bilet, który nieopatrznie mi podarował
jeden z pracowników mleczarni przy której to mleczarni
mieszkaliśmy, także ja dostawałem bilet i ...
Twój tata był prezesem tej mleczarni tak?
Tak, tak, on zawsze był prezesem odkąd pamiętam i
właściwie aż do emerytury był prezesem w tej
mleczarni. To też było świetne otoczenie.
Dojechałeś do tych Indian w końcu kiedykolwiek?
Więc nie, nie udało mi się, ale wydaje mi się,
że całe moje dzieciństwo to było, ono się działo w
pewnym sensie dwutorowo, bo ja bardzo szybko zacząłem
czytać książki i "grube" książki tak
zwane, i oczywiście przebrnąłem przez całą
literaturę tą dla dzieci i młodzieży, którą znowu
traktowałem bardzo poważnie. To znaczy dla mnie takim
pierwszym zrozumieniem, że literatura może powalić
człowieka na ziemie było to kiedy gdzieś tam na
przełomie drugiej i trzeciej klasy przeczytałem, że
Winetu umiera, i po prostu nie mogłem zrozumieć wtedy
tak wielkiej niesprawiedliwości dziejowej, która
spotkała i jego i mnie że ja się o tym dowiedziałem,
po prostu nie chciałem się z tym faktem pogodzić, ja
znacznie wcześniej zanim zacząłem czytać, no to
bardzo poważnie traktowałem właśnie takich bohaterów
jak Zorro, nigdy ale to nigdy nie zdarzyło mi się
oglądać świetlicy zakładowej gdzie oglądaliśmy te
odcinki, żebym nie był w stroju Zorro.
Ja tak pomyślałem, że dobrze że filmów
erotycznych wtedy nie było.
Być może, że dobrze.
Przeżywałeś, miałeś w życiu taki okres takiego
młodzieńczego buntu?
Tak, był taki moment i wydaje mi się, że go dosyć
nawet wyraziście przechodziłem, no cóż, no zacząłem
pisać wiersze gwałtownie...
Jeszcze ktoś powie, że zacząłeś się
narkotyzować i pić, z Ty zaczynałeś pisać wiersze w
tym momencie.
Nie, nie, właśnie to na szczęście mimo, że jak
się potem dowiedziałem Tczew, Malbork, Gniew, to jest
tak zwany "złoty trójkąt", "złoty
trójkąt kompotu" który już wtedy bardzo mocno
gdzieś tam się pojawiał, ja natomiast na szczęście
nie miałem z tym kontaktu, natomiast paru moich
przyjaciół miało i niestety miało kontakt do tego
stopnia, że jeden z nich właściwie najważniejszy
można powiedzieć, przypłacił to życiem.
Ciebie nigdy nie ciągnęło w tę stronę, nie
miałeś okazji, byłeś za rozsądny?
Kompot? Od samego początku ten wizerunek narkomanów
był we mnie takim młodym chłopaku z określonego
środowiska, to było dla mnie coś bardzo
odrzucającego.
czyli wiadomo, że to złe?
Natomiast wydaje mi się, że teraz jest o wiele
groźniejsza sytuacja, dlatego że to nie ma takich
konotacji, że narkotyki to jest jakiś tam brudny facet
który siedzi w parku i właściwie...
Częściej bywa teraz w garniturze i siedzi...
Częściej bywa w garniturze i to jest szybkie
wejście do toalety, jeden niuch prawda i jest się
pewnym siebie.
Ale z ręką na sercu możesz powiedzieć, że nigdy
żadnych narkotyków nie próbowałeś?
Nie, nie ja tego nie usiłuję powiedzieć, natomiast
mówię o tym okresie młodzieńczym, że wtedy
rzeczywiście udało mi się w ogóle jakoś to ominąć,
także byłem poza tymi środowiskami, potem z rozpędu z
liceum trafiłem.... jedyną jakąś używką w liceum to
zdarzały się na jakiś prywatkach powiedzmy jakieś
wino, a potem trafiłem od razu już na studia i
praktycznie te narkotyki to są wydaje mi się tak
naprawdę groźne dopiero w tej chwili, mniej więcej od
kilku dobrych lat, to są rzeczy które no są na
wyciągnięcie ręki i mało tego ciągle jeszcze
istnieje moda na nie.
A gdyby Twoja córka najstarsza przyszła i
powiedziała, że: "tato chciałabym poznać smak
marihuany?"
Trudno mi tak jednoznacznie na to odpowiadać bo ja
też popalałem marihuanę i próbowałem jak to działa,
i to jest bardzo drażliwy temat, ja nie chcę tutaj
jakiejś gafy popełnić, bo ja rzeczywiście jestem
człowiekiem który nigdy nie miał podstaw, żeby
szukać w narkotykach czegoś co nie było mu dane.
Jak Ci się podoba polski przemysł rozrywkowy tak jak
sobie siedzisz i patrzysz na swoich kolegów , nie tylko
na swoich kolegów, swoich menadżerów, bossów wielkich
firm, to jak Ci się to wszystko podoba?
To jest długa opowieść, wydaje mi się, że ja
jestem trochę w takiej dosyć trudnej sytuacji, bo tak
największy szał, powodzenie jaki zdobył zespół w
którym grałem, czyli Republika na początku lat
osiemdziesiątych, właściwie to co mogło z tego
wynikać w sensie nawet materialnym zostało nam odebrane
w sposób oczywisty no bo wiadomo, że w takiej byliśmy
rzeczywistości.
Nie "wyrabiało" się wtedy?
Dobrze zarabialiśmy tak czy inaczej, natomiast
niewspółmiernie do tego co mogliśmy zarobić na
przykład dzisiaj uczestnicząc w swego rodzaju
wydarzeniu, to jest jasne. Co mi się podoba? Podoba mi
się to, że w dalszym ciągu mimo że wielkie firmy
powstały i że one jednak naciskają na to, żeby
powstawały głównie takie produkty wyłącznie
komercyjne...
A nie jest tak (skoro jesteśmy przy tych wielkich
firmach) że im chodzi głównie o to żeby ( jest taka
wersja) żeby zniszczyć w ogóle polski przemysł
fonograficzny, żeby ładować tylko swoje rzeczy, które
na zachodzie i tak się promuje więc to są te same
pieniądze, a Polaków usunąć w bok jak najdalej?
To jest wielkie uproszczenie dlatego że..
Ale na przykład takie rzeczy jak ceny płyt czy....
Ale wydaje mi się, że mam argumenty takie które
wprost zaprzeczają temu, bo jestem przekonany, że
wszystkie wielkie firmy były potwornie wściekłe, że
taka gratka jak na przykład Budka Suflera zebrała się
poza nimi, że nikt nie był w stanie tego przewidzieć w
pewnym sensie , prawda? A więc ten segment, ten rynek
rodzimy jest tutaj bardzo ważnym rynkiem bo sprzedać
milion nośników - jak to oni określają, więcej albo
mniej, to jest naprawdę dla nich to jest bardzo dużo,
bardzo, bardzo dużo, a pominąć ten milion, i nie mieć
w tym udziału to jest też bardzo źle, no bo po prostu
wiadomo, że każda populacja w jakimś tak kraju wydaje
określone pieniądze na płyty i jeżeli ten milion się
odbył poza ich udziałem no to wiadomo, że nie mogą
tego lekceważyć, a to jest polski zespół. I tutaj
niestety ciągle odbywa się wielka loteria, nie wiadomo
kto zgarnie tą wielką wygraną, bo wiadomo że ...
Czy oni są profesjonalni w ogóle?
Jest to pytanie o które jest mi dosyć niewygodnie
jeżeli chodzi o odpowiedź, dlatego sądzę że jeżeli
są nie profesjonalni to wynika to z tego, że tak
naprawdę te przedstawicielstwa wielkich firm powstały
kilka lat temu, one musiały powstać w pewnym sensie
przypadkowo...
I więc się muszą nauczyć teraz? Tak?
A więc wchodziły wielkie firmy i zastanawiały
się, z których małych prywatnych polskich firm
uczynić wielkie, a więc akurat te firmy które, małe
powiedzmy czy rozwijające się, które miały dobrą
sytuację w tym momencie na rynku, a nieraz ta sytuacja
wynikała (dobra) z tego powodu że jeden zespół dobrze
był sprzedany, a więc oni byli czynieni
przedstawicielami wielkiej firmy i w tej chwili chcą
żebyśmy my którzy śledziliśmy ich karierę
zapomnieli o tym że oni tak naprawdę się na tym nie
znali, i często jest tak, że tam rzeczywiście jest
mało ludzi kompetentnych, natomiast to wymaga pewnego
doświadczenia które...
Które na pewno te firmy cały czas zdobywają i
ludzie którzy tam są też zdobywają, a więc myślę,
że za pięć dziesięć lat już to będzie inaczej.
Zdobędą je.
Ty stanąłeś trochę po drugiej stronie barykady
też, bo byłeś producentem, producent to artysta?
Ja myślę, że producent to jest coś jeszcze
trzeciego, to jest tak że jest firma fonograficzna, jest
artysta, jest producent...
Taki łącznik między jednym a drugim?
Ja myślę że tak, że oczywiście często bywa tak,
że artysta który jest produkowany przez producenta na
zlecenie firmy bardziej postrzega producenta jako kogoś
kto działa na korzyść firmy fonograficznej.
A firma znowu odwrotnie, tak?
A firma znowu z kolei czepia się mnie że co ja
tutaj przynoszę skoro tutaj nie ma żadnych hitów i to
w ogóle się nie sprzeda. Także producent na pewno jest
po środku artysty i wydaje mi się, że producent to
jest taka osoba która z jednej strony firmie ma
zapewnić, że ten budżet nie będzie przekroczony a
płyta rzeczywiście jest fajna i nagrana i
profesjonalna, a z drugiej strony musi dbać o to żeby
artysta był rozpoznawalny, indywidualny no i żeby z tą
płytą po prostu nie został jak nie wiadomo z czym, no
bo wiadomo że producent za chwilę od niego odejdzie i
będzie robił następną płytę, a ten człowiek
zostaje z tym jako z własną pieczątką.
Produkowałeś "Atrakcyjnego Kazimierza",
prawda, w zamierzchłych dosyć czasach, Krzyśka
Antkowiaka, Justynę Steczkowską, coś jeszcze?
Kasię Kowalską na przykład ostatnio.
Zadowolony jesteś z siebie jako z producenta?
Na takie pytanie nie mam takiej jednoznacznej
odpowiedzi, bo...
To znaczy po której stronie więcej plusów?
Powiem Ci że to jest fajne zajęcie, lubię je. Czy
jestem z siebie zadowolony? Jestem z siebie zadowolony.
A z którego ze swoich podopiecznych jesteś
najbardziej zadowolony?
Ja myślę, że możemy tu mówić o płytach...
O płytach powiedzmy bo to nie cała kariera...
Bo to nie cała kariera jest moim udziałem. Są dwie
płyty Justyny Steczkowskiej, które wydaje mi się na
pewno będą w tym wszystkim co ona zrobi w przyszłości
będą ważne dla niej zawsze.
Ale załóżmy, że Justyna Steczkowska obrazi się
jutro rano na Ciebie i odejdzie, wróżysz jej że bez
Ciebie poradzi sobie?
Ja myślę, że to w pewnym sensie też to jest dla
mnie kłopotliwe pytanie, bo ja w tej chwili prawdę
mówiąc nie wiem jaka będzie nasza przyszłość dalej.
Jest to dla mnie taki no dziwny moment dlatego, że
jeszcze prawdopodobnie ja nie będę już produkował
następnych płyt Justyny, a nawet wiem to na pewno, bo
już Justyna pracuje nad następną płytą i nic mi na
ten temat nie powiedziało więc ja w tej wyprawie już
nie biorę udziału.
Była awantura?
Nie, nie, skąd, wręcz przeciwnie, żadnych awantur
i żadnych kontaktów dlatego mnie to dziwi.
Ale zdarzały się też takie burzliwe rozstania, na
przykład z Atrakcyjnym Kazimierzem te Wasze rozstanie to
takie chyba było akurat?
Tak, ale to nie było akurat rozstanie burzliwe w
sensie artystycznym.
Tylko?
Tylko w takim że...
W towarzyskim takim, prawda?
Nawet nie, że Kazik po prostu złamał umowę,
którą miał podpisaną z naszą firmą, i właściwie
można było go tylko ciągać po sądach, a nikomu się
nie chciało, bo też nie chcieliśmy uczestniczyć w
takiej dziwacznej kampanii reklamowej, która polega na
tym, że będziemy go ciągać po sądach.
Teraz znowu wróćmy do Ciebie jako tego który
tworzy, Republika to jest teraz taki zespół który
działa na takiej zasadzie jak Rolling Stonsi, że
panowie się nie widzą przez rok i nagle jest sygnał,
nagrywamy płytę i wtedy się zjeżdżają z różnych
stron świata na wyspę, tam się zamykają, i potem
odbywają tourne i znowu się rozjeżdżają, czy Wy
jesteście jednak jakoś bardziej towarzysko związani?
Poniekąd tak. Raczej my jesteśmy na pewno
towarzysko związani bardziej, bo gramy koncerty i każda
taka wyprawa to jest dla nas (myślę że mogę to
powiedzieć)...
Zapytam jeszcze tak: czy Republika to jest zespół,
czy to jest taki sposób zarabiania przyjemny ale jednak
pieniędzy?
To jest zgrana "paka" przede wszystkim, my
się bardzo lubimy, to jest taki wybór często, bo
wiadomo, że jak czterech facetów wyjeżdża, jeszcze
piąty menadżer, wyjeżdża gdzieś w świat, niekiedy
daleki, no to są różne sytuacje i są różne
napięcia i jakoś wytrzymujemy to, to znaczy że nie
tylko wytrzymujemy ale wręcz ja bardzo lubię te
wyprawy, myślę że chłopaki tak samo i uchodzimy
raczej za taką dosyć zgraną "pakę", i nie
ma tutaj żadnych zgrzytów, także jest to wielki
kapitał, to jest coś takiego, że naprawdę jest kilku
przyjaciół i możemy na sobie polegać, natomiast
rzeczywiście bywa tak, że jeżeli ma dojść do
nagrania płyty to są takie zgrupowania, były takie
zgrupowania...
Jak piłkarze zupełnie , prawda?
Prawie, po prostu też nam zależy na tym żeby się
wyizolować od pewnych innych zajęć, żeby skupić się
na robocie, i tak na przykład naszą poprzednią płytę
nagrywaliśmy w Lublinie, a wcześniej wiele, wiele
tygodni siedzieliśmy w Męćwierzu obok Kazimierza, w
chałupie którą udostępnił nam Daniel Olbrychski, no
i tam sobie po prostu waliliśmy i tłukliśmy ile
wlazło, bo nikomu to nie przeszkadzało na zewnątrz, no
i w ten sposób niekiedy powstają piosenki, wiadomo że
płyta to jest taki rodzaj wielkiego skupienia i takiej
dużej intensywnej pracy, a potem już są koncerty.
Szesnaście lat temu sprzedawaliście olbrzymie
nakłady płyt, prawda?
Tak, "Nowe Sytuacje" to blisko trzysta
tysięcy.
Teraz tych płyt sprzedaje się
znacznie, znacznie mniej, czy w takiej osobie jak Ty to
nie ma takiej frustracji po prostu...
Nie no skąd, nie skąd.
Szesnaście lat temu słuchali mnie wszyscy, teraz
słucha mnie...
Nie, no skąd, ja powiem Ci szczerze że ja od razu
miałem do tego taki chłodny stosunek jeżeli chodzi o
tak zwane obserwacje związane z sinusoidą wzlotów i
upadków, bo to są rzeczy które są bardzo ciekawe, ja
jestem nadal bacznym obserwatorem nie tylko siebie ale
przede wszystkim kolegów, ich zachowań, tu nie mówię
o kolegach z zespołu tylko o nowych artystów
debiutantów i tak dalej, i tak dalej...Otóż zawsze
pierwszemu sukcesowi towarzyszy dziwaczne, zupełnie nie
wiadomo skąd biorące się przeświadczenie, że
następny krok będzie jeszcze większym sukcesem,
tymczasem najczęściej ( w dziewięćdziesięciu
procentach) okazuje się że pierwsza płyta, druga,
czyli ten pierwszy próg popularności który się
przekracza, to jest właściwie największa rzecz, która
się wydarza, i potem już to co nas czeka to jest
cholernie ciężka praca.
No ale nie miałeś, szczerze powiedz, naprawdę nigdy
nie byłeś sfrustrowany swoja pracą?
Zawsze jesteśmy sfrustrowani, z tym że...
Ale Ty mówisz o innego rodzaju frustracji, Ty mówisz
tak że zawsze można inaczej, lepiej, prawda?
Nie, nie. Ja myślę że zawsze liczymy się z tym,
że to jest takie w pewnym sensie wypełnianie kuponów
Totolotka, że wydaje nam się, że to jest super
piosenka, i jak to, jak to się mówi "zażre"
no to będzie super, to naprawdę świetnie się płyta
sprzeda.
A tu się okazuje że nic, tak?
A tu się okazuje że powiedzmy tak sobie. I wydaje
mi się, że są to rzeczy które naprawdę są,
wymagają jakiejś tam dojrzałości żeby to znosić
spokojnie.
Masz już taką dojrzałość w sobie?
Myślę że tak, że już od dosyć dawna, i myślę
że te branżowe powitania "cześć", no
"cześć", "co słychać", "w
porządku", "no jak się płyta
sprzedaje?", po prostu nigdy się nie zmienią te
pozdrowienia z jednej strony, a z drugiej strony ja wolę
na przykład powitanie w rodzaju: "cześć",
"cześć", "słuchaj, słyszałem płytę,
po prostu jest znakomita", na przykład mówię do
kogoś prawda, ale ja myślę że dobrze jest, bardzo
dobrze jest jeżeli ta jakoś przeradza się w ilość,
bo to się nieraz zdarza, i my też nie narzekamy,
jeżeli chodzi o ostatnia płytę to jest całkiem
fajnie, natomiast myślę że najbardziej mnie drażni w
polskim rynku takie mniemanie, że ilość musi
towarzyszyć jakości, otóż nie, na naszym rynku
ilość wcale nie musi towarzyszyć jakości, czyli to co
się sprzedaje w bardzo wysokich nakładach wcale nie
musi być dobre.
Zdarzało Ci się chałturzyć w życiu?
Nie, właściwie nigdy nie chałturzyłem i nigdy nie
robiłem czegoś co ...
Nigdy nie miałeś takiego koncertu, po którym
pomyślałeś sobie: po co ja wziąłem, po co ja to ...
Nie, zdarzały się takie koncerty, tylko wtedy
uruchamiają się w nas myśli, pewne takie mechanizmy
obronne, otóż raz zupełnie przypadkowo trafiliśmy do
takiego klubu który okazał się klubem "z
rurą" po prostu. A wiesz co to jest klub "z
rurą"?
Tak, domyślam się.
Tam dziewczyna przy tej rurze tańczy. Co prawda
kiedy graliśmy nie tańczyła, ale...
To strata akurat była.
My mamy taką fatalną sytuację jako Republika, że
gdzie nie trafimy rozumiesz to zjawiają się zawsze
kontrolerzy partyjni, czyli nasi fani zatwardziali, i oni
bez względu na to gdzie jesteśmy po prostu sprawdzają
czy my dobrze zagraliśmy koncert. Ja mam wrażenie że
przyjeżdżają nieraz z takimi protokołami i piszą:
"koncert zagrany poprawnie", i podpisy tam
zbierają. Także my nie mamy wyjścia, my musimy grać
dobrze, i to jest taka odpowiedzialność, która na nas
spoczywa, bo ja nie wyobrażam sobie takiej sytuacji że
wychodzimy i na przykład gramy pół godziny bo jest za
mało ludzi. Bywało tak, że zjechaliśmy prawie całą
Amerykę żeby dojechać do Edmonton gdzie przyszło tyle
osób na koncert, że właściwie po koncercie
zaprosiliśmy ich na piwo, i wcale to nie była dla nas
jakaś poważna sprawa finansowa żeby to zrobić, a
zagraliśmy dla nich super świetny koncert z wieloma
bisami i oni świetnie się bawili, my też.
Nie dokończyłeś o klubie "z rurą",
który miał być przykładem na...
No i potem się okazuje, że to jest taki klub, no
ale w porządku, i dziewczyną się podobało bardzo i
kilku naszym fanom którzy nas tam wytropili oczywiście
i przyjechali, także no nie było wyjścia, trzeba było
ten koncert zagrać i to zagrać porządnie, bo my mamy
taki jeden, taką przypadłość - jeżeli chodzi o
Republikę, że Republika potrafi tylko i wyłącznie
grac na "sto procent". Jeżeli kombinujemy coś
tam, jest dziewięćdziesiąt pięć procent, to wszystko
się rozwala i w ogóle nie ma koncertu. A więc
napięcie musi być takie krańcowe żeby w ogóle
cokolwiek się udało.
Republika to jest drogi zespół?
Staramy się być bardzo drogim zespołem, jak
najdroższym i jak najdrożej sprzedawać swoje rzeczy,
pewnie że tak.
I kupują Wasze koncerty za te ceny które Wy
żądacie?
Kupują, tak, kupują.
Jakiego rzędu to są sumy?
No myślę, że takie które pozwalają nam powiedzmy
zamknąć bilans koncertowy miesięczny w ilości pięciu
koncertów żeby spokojnie to wyglądało, i żebyśmy
mogli...
To nie była taka zupełnie odpowiedź na moje
pytanie.
Ja myślę, że te odpowiedzi nigdy nie będą
takie...wiesz. Równie dobrze mogę się zapytać ile
miesięcznie zarabiasz, no i to...
O to nie pytam, pytam o Republikę jako o
przedsięwzięcie.
No to mniej-więcej, bo to jest jeden z elementów
moich zarobków. Ja nie lubię takich pytań i nie lubię
tych wykrętnych odpowiedzi, zawsze można zarabiać
więcej wiadomo, natomiast byłoby grzechem narzekać.
Klub "Odnowa" w Toruniu to był taki klub w
którym zaczynałeś. Prawda?
Tak, tak, tak.
I tam miałeś pierwsze próby? Z Respubliką jeszcze
wtedy prawda?
Zgadza się, tak.
I niedawno ten klub obchodził jubileusz swój.
Czterdziestolecie zresztą.
I w Toruniu była taka fama że
Ciechowski nie przyjechał bo chciał za ten występ na
tym czterdziestoleciu pieniądze. I teraz się
zastanawiam czy dorabiają Ci gęby, czy rzeczywiście
uznałeś, że skoro masz przyjechać i dać koncert to
musisz dostać za niego pieniądze?
Nie, nie, to nawet nie o to chodziło. Sprawa była
bardziej skomplikowana i wydaje mi się, że taki mój
zupełnie szczery komentarz mógłby niepotrzebnie tam
parę osób urazić. Sprawa jest taka, że w rezultacie
na ten właściwy jubileusz nawet nas nie zaproszono, to
znaczy pocztą pantoflową rozeszło się widocznie, że
Republika jest tak drogą, że już nawet nie warto ich
zapraszać. No i cóż, nam było przykro z tego powodu,
że nikt nas nie zaprosił na ten jubileusz, ale to nie
jest tak żebyśmy z tego powodu płakali po nocach.
Natomiast pojawia się taka kwestia czy dużo
spotykałeś takiej zawiści wokół siebie, że ktoś
kopał pod Tobą dołki?
Ja myślę że tak, to jest normalne, natomiast ja
nie staram się tego powiększać znaczenia tego rodzaju
działań bo zauważam wśród wielu swoich kolegów,
koleżanek z branży że bardzo przeżywają takie
jakieś napaści na siebie, że myślą że właściwie
wszyscy inni zajmują się wyłącznie podkopywaniem
dołków pod nimi. Wydaje mi się, że jest to dziwne
zajęcie bycia artystą estradowym, to jest cos dziwnego
bo to polega cały czas na właściwie czynieniu jakiś
tam czarów, na hipnotyzowaniu jakiejś grupy ludzi, i
okazuje się że nasza ta hipnoza działa, wczoraj
działała fenomenalnie, dzisiaj działa tylko na
garstkę ludzi, obrażamy się potem na tą całą
resztę, mówimy że oni już się nie znają a my
jesteśmy świetni, rozglądamy się wokół siebie,
myślimy że ktoś z kolei nam zrobił jakiegoś psikusa,
gdzieś nam przystawił rogi z tyłu na tym zdjęciu itd.
itd., wydaje mi się że tak naprawdę kiedy już tych
płyt ma się w dorobku kilkanaście i kiedy właściwie
wiadomo już, że pewne rzeczy trzeba dalej robić, że
to nie jest tak że szukamy gorączkowo jakiegoś
potwierdzenia siebie samego, tylko właściwie już
odnajdujemy się w pracy którą robimy, no to już
trochę inaczej się na te rzeczy patrzy. Ja przynajmniej
trochę inaczej już na to patrzę.
Czyli nie ma wielu ludzi w branży których nie
poznajesz na ulicy?
Nie, nie ja w ogóle prawdę mówiąc nie mam jakiś
takich zdeklarowanych wrogów, którzy otwarcie wstąpili
by ze mną w jakiś taki konflikt.
Co zdecydowało ( teraz wracam do początków) o tym
że robisz to co robisz? Czy to było tak że trochę
Cię w domu zakażono muzykowaniem, bo zakażono Cię i
już Ci tak zostało?
Ta rodzina to jest rodzina w ogóle takich nad
naturalnych muzyków, w domu jeżeli były urodziny ojca
czy matki czy imieniny, to wszyscy się złazili z
jakimiś instrumentami i grali. I to nie było tak że to
właściwie jakiś repertuar ktoś przygotowywał, tylko
w naturalny sposób to się odbywało, że tam część
która nie miała instrumentów łapała się za butelki,
wrzucała tam łyżki i to były takie tamburiny, no
świetne imprezy były, naprawdę. Potem no oczywiście
była szkoła muzyczna, z której ja to wyleciałem po
bardzo krótkim czasie.
Za co wyleciałeś? Za brak talentu?
A bo się garbiłem...
A to nie można się garbić?
Nie po prostu wydaje mi się, że tutaj akurat
trafiłem widocznie na zły punkt w takim momencie do tej
szkoły, że nie potrafili mnie zainteresować. Miałem
ważniejsze zajęcia, musiałem w piłę grać z
kolegami, i w ogóle biegać, poznawać świat, (moja
starsza siostra była prymuską, dostawała same szóstki
wtedy), natomiast ja zainteresowałem się fortepianem,
pianinem które mieliśmy gdzieś tam w szóstej klasie,
kiedy zacząłem słuchać zespołów np. Deep Purple -
taki zespół, właściwie od tego momentu zauważyłem,
że pianino się rozbiera, można je rozebrać, i że
wtedy ma zupełnie inny dźwięk, jest o wiele
głośniejsze i można naprawdę nieźle walić w nie, no
i tak się zaczęły moje właśnie, moje takie pierwsze
próby z instrumentem. Potem w ogóle okazało się, że
właściwie moimi mistrzami byli kilku takich ludzi
którym do tej pory właściwie wiele zawdzięczam,
przede wszystkim takim wiodącym to był szef zespołu
Jephrotall, Jean Anderson, on był dla mnie taką
postacią wręcz mityczną bo kiedy miałem szesnaście
lat posłuchałem płyty Aqualung, i zrozumiałem, że
ten człowiek napisał wszystkie teksty, właściwie
skomponował całą płytę, gra tam na gitarze na
flecie, wspaniale śpiewa, i wtedy zrozumiałem jedną
rzecz która wydaje mi się do tej pory jest dla mnie
najważniejsza - bo tak naprawdę mnie interesuje
wyłącznie muzyka autorska, nie mógł bym żyć bez
muzyki autorskiej, mogę żyć bez na przykład super
wykonawców w rodzaju zespołu ToTo, nie interesuje mnie
maestria wykonania, interesuje mnie przede wszystkim
przekaz i to co z tego przekazu wynika.
Czyli na początku to Ty chciałeś być taki Anderson
trochę polski, tak?
Nawet o tym nie marzyłem, to było dla mnie tak
skomplikowane w ogóle jak bym teraz miał wsiąść do
rakiety i odpalić ją i polecieć na księżyc, także
to...
Poleciałbyś, swoją drogą?
No poleciałbym pewnie, no jak słuchałem
"Ciemnej strony księżyca" zespołu Pink Floyd
to dla mnie to były takie wydarzenia - tego rodzaju
ekwilibrystyka myślowa przede wszystkim że to była dla
mnie rzecz nie do pojęcia kompletnie, natomiast co było
ważne w tych wszystkich rzeczach które wtedy
słuchałem to było właśnie to że przede wszystkim
temu towarzyszył przekaz.
Lubisz Toruń?
Uwielbiam Toruń, spędziłem tam dwanaście lat,
bardzo ważnych lat w swoim życiu, i myślę, że jest
to miasto takie jak z rysunków Szancera, bajkowe wręcz.
Z drugiej strony jest to miasto, które na pewno pozwala
na pewnego rodzaju może nie lenistwa, ale na takie
zwolnione tempo.
W takich małych, znaczy to nie jest małe miasto, ale
w takich miastach trochę jest tak że jak jesteś tam
gwiazdą to wydaje Ci się że jesteś już gwiazdą
światową właściwie, prawda? Wiele zespołów
zatrzymało się na Wybrzeżu na przykład, wydawało im
się że już są tak super, że już nie ma sensu
jeździć do Warszawy na przykład bo po co?
Ja cały czas myślę o tym co to znaczy być
gwiazdą lokalną, bo to jest rzeczywiście najgorszy
status jaki się może wydarzyć. Być lokalną gwiazdą
to znaczy mieć jakiś sukces który na chwilę był
czymś samowolnym..
My się wydaje, że wszyscy jesteśmy tak świetni i
że już nie ma sensu...
Na chwilę właśnie ten sukces był sukcesem
ogólnym i potem wsiąkamy znowu w to samo środowisko, i
cały czas chodzimy w tej starej już trochę
skrzypiącej zbroi, wydaje nam się że właściwie ten
sukces trwa, a już dawno przestał.
Jak Ci się udało przed tym uciec?
Wydaje mi się, że to nie musi być ucieczka taka
związana (z nie wiem) z przeprowadzką, to wydaje mi
się jest gdzieś głębiej, to jest sprawa mentalności,
bo dla mnie czy ja mieszkam w Kazimierzu czy w Warszawie
czy w Tczewie czy w Toruniu, to są to pewne wygody
oczywiście i to technicznie łatwiej to wszystko
zorganizować, natomiast ja uwielbiam i wracać do
Torunia i spotykać się z moimi przyjaciółmi, i to nie
polega chyba na miejscu, to polega na tym że gdzieś tam
łatwiej chyba maże w tych mniejszych ośrodkach
otoczyć się ludźmi, którzy tworzą taki swoisty
rezonator naszych sukcesów, i właściwie nie powodują
że musimy robić coś dalej, zauważ że jest pewną
prawidłowością że wiele karier takich dużych karier
zazwyczaj polega na tym, że robią je ludzie z
mniejszych ośrodków, większych, to jest jakoś wpisane
w ich ambicje, no to że on po prostu muszą zdobywać te
większe miasta, oni muszą wchodzić w coraz większe
orbity.
Muszą się pokazać lepiej może?
Chcą się pokazać. Mają taki wewnętrzny
imperator, żeby tego dokonać, natomiast ci którzy od
dawna, których ojcowie stawiali Pałac Kultury na
przykład to patrzą na to jak na jeden z budynków, dla
mnie wejście, wjazd na Pałac Kultury to było wielki
przeżycie bez wzglądu na to czy miałem lat
piętnaście i przyjechałem tu z wycieczką szkolną czy
potem dwadzieścia pięć i przyjechałem tutaj na
pierwsze spotkanie z moim menadżerem z Andrzejem
Luderem, także na pewno im z mniejszego miasta
pochodzisz tym potem łatwiej o taką bezpośrednią
motywację, żeby w tym większym mieście walczyć po
prostu i wywalczyć sobie jakąś tam pozycję.
Ty lubisz podróżować?
Tak, bardzo lubię, bardzo lubię podróżować.
Które z tych Twoich podróży są
takie dla Ciebie najfajniejsze, najegzotyczniejsze?
Najbardziej egzotyczna no to wydaje mi się że...my
z Republiką mamy taki już pewien rytm tych podróży, i
właściwie co roku udaje nam się przelecieć nad
Atlantykiem, polecieć do Stanów i tam pograć trochę
koncertów, zresztą dla naszej publiczności polskiej,
my to traktujemy trochę jak taki odległy wyjazd na
przyczółek jakiś tam Polski, bo gra się dla Polaków
wiadomo tam, natomiast jest to fajna wyprawa zawsze, i
zawsze jej towarzyszą jakieś nowe przygody, nieraz
bardzo śmieszne.
Na przykład?
Na przykład fakt, że wynikający z dziwnej dykcji
takiego pracownika stacji benzynowej, który wprowadził
mnie w błąd i powiedział że mamy pięć minut drogi
do jakiegoś tam sklepu, spowodował że przeszliśmy na
piechotę przez trzy miasta, przez takie miejsca, że my
idąc w tych czarnych naszych republikańskich strojach,
pięciu facetów bo jeszcze nasz menadżer Jurek Tolak,
przez dzielnice po prostu w której podobno ostatnio
żaden biały tędy nie przeszedł, wręcz szlakiem
który znaczyły nam kościotrupy białych ludzi, ale
przeszliśmy to zupełnie, widocznie musieliśmy
wyglądać na ekipę jakąś FBI, bo w tych czarnych
strojach po prostu wręcz to zahaczało o prowokację,
także wszyscy uciekali kiedy nas widzieli, ale
przeszliśmy, udało nam się żywcem dojść do
jakiegoś tam sklepu muzycznego w którym musieliśmy
zrobić zakupy, ale trwało to pół dnia. Ciekawe tam
są historie, naprawdę.
Jak wygląda Twój dom? Ile tam osób mieszka, czy to
jest dom , czy to jest mieszkanie?
Mieszkanie, takie w miarę duże, także już udało
nam się umieścić w takim mieszkaniu w którym mam
nadzieję parę lat spokojnych pożyć.
Na terenie miasta Warszawy?
Tak, tak, w Warszawie.
Bo kiedyś zarzekałeś się że z Kazimierza do
którego się przeniosłeś nie wyprowadzisz się nigdy w
życiu?
Nie mogłem się zarzekać. Ja nigdy nie mówię
nigdy. Na przykład w tej chwili - a to nie autoryzowany
wywiad jakiś...W każdym razie no Kazimierz jest
piękny, no wiadomo, nie jestem tutaj odkrywcą żadnym,
że coś takiego stwierdzam, natomiast za często
musiałem jeździć do Warszawy. Trochę bałem się
powiem Ci szczerze tej statystyki, że jeżeli trzy razy
w tygodniu jeżdżę do Warszawy tą Trasą Lubelską,
nie najprzyjemniejszą, to jest to trochę kuszenie losu
krótko mówiąc, bo im częściej się pokonuje taką
trasę tym większej rutyny się nabiera i wydaję się
że to właściwie jest nasza trasa i że my mamy tutaj
prawo do pewnych przekroczeń, to nie jest dobre. Także
postanowiliśmy się przeprowadzić do Warszawy.
Czyli jednak Warszawa, czyli duże mieszkanie w
Warszawie, w tym mieszkaniu żona?
No cała rodzinka, no wiadomo, Ania, Bruno, Ania to
moja żona, Bruno - najmłodszy, Helenka - średnia, no i
Wera - która z nami bardzo często tam przebywa, czyli
moja najstarsza córka, która jest ze związku z
Małgosią Potocką.
Zwierząt żadnych nie ma?
Są, oczywiście, że są. Jeszcze dochodzi do tego
kompletu dochodzi Agnieszka - siostra Ani, która często
z nami tam pomieszkuje razem z Buką czyli ze swoją
suczką taką buldożką francuską, do tego jest nasza
suka wielka dożyca Orka, do tego jest Mimi czyli świnka
morska, jest kanarek -Czarek jeszcze.
To każdy ma swoje zwierzątko widzę?
Tak, znaczy ja już to wszystko wymieniłem to całe
towarzystwo, oczywiście cały czas są naciski, żeby
nowe zwierzęta kupować.
Ale kto tam sprząta w tym mieszkaniu po którym
chodzi dziesięć osób i dziesięć zwierzaków?
No jakoś dajemy sobie radę, ja nie ukrywam że ja
rzadko sięgam po odkurzacz.
A czy ty jesteś pedantem?
Ja jestem jeszcze czymś gorszym, bo...
Wymagającym pedantem?
Organicznie nie mogę na przykład pracować w
pomieszczeniu gdzie jest jakiś bałagan.
Ale sam nie sprzątniesz?
Ale sam bałaganie i to jest jeszcze gorsze.
Ten Twój dom to jest taki dom gdzie wszyscy zbierają
się przy śniadaniu, przy obiedzie, są takie momenty
kiedy spotykacie się wszyscy razem?
Tak, tak, tak. Wręcz no staramy się. Tak naturalnie
to się dzieje, że te posiłki staramy się przeżywać
wszyscy razem. To jest bardzo ważne, myślę że to jest
fajne.
Ale nie muzykujecie wszyscy przy...?
Nie, chociaż Bruno wykazuje spore tutaj zdolności,
a Wera najstarsza mam nadzieję, że tego nie słucha,
wydaje mi się że ma naprawdę bardzo ładną barwę
głosu i świetną intonację. Mało tego słyszy
wszystkie fałsze, także jak ja coś na koncercie
jakimś sfałszuję co mi się zdarza...
To wyłapie?
To ona od razu wyłapuje i wstydzi się za mnie.
Jakim Ty jesteś ojcem, wymagającym czy takim
modelowy ojciec, który dzieciom wybacza, tolerancyjny
taki, czy może masz takie elementy takiego tyrana?
Wiesz, to jest, jakim jestem ojcem to to jest
właściwie ...
Jakim się wydajesz sobie się być ojcem?
Ja myślę że to jest pojęcie takie dosyć
dynamiczne jakim jestem ojcem.
Ale jesteś dla dzieci ostry czy tolerancja pełna dla
ich poczynań?
Ja jestem wydaje mi się ojcem takim który nie
stroni od bliskiego kontaktu. To znaczy uważam że
bardzo ...
Czyli lubisz pogadać ze swoimi dziećmi?
Pogadać, przytulić, uważam że to jest bardzo
ważne żeby mieć kontakt.
A w skórę dać?
Nie, no daj spokój.
Lecz nie mówię o tym żeby bić paskiem ale żeby w
pupę strzelić?
Nie, nie, to jest taka zasada którą ja myślę że
warto o tym mówić właśnie przy tego rodzaju okazjach,
że wykorzystywanie swojej przewagi fizycznej nad
dziećmi to po prostu jest hańba, ja tego nie rozumiem.
Czyli metody kija i marchewki nie ma u Ciebie w domu?
Nie, nie, wydaje mi się, że jeżeli jest jakieś
nieporozumienie i dzieciaki nie wyczuwają granic w
których powinno jakoś ich zachowanie się mieścić, no
to trzeba to tłumaczyć uporczywie, tłumaczyć i
tłumaczyć i tłumaczyć.... no po prostu. Po prostu bo
nie ma innego wyjścia, oczywiście w razie czego
delikwenta łapać i unieszkodliwiać żeby nie czynił
zła.
Są takie rzeczy których się boisz strasznie, ale
nie mówię już o takich pulach tak nazwijmy
egzystencjalnych tylko o takich przyziemnych rzeczach?
Myślę że cały czas no wiadomo, że ten strach
towarzyszy naszym funkcjom które pełnimy w życiu,
jeżeli pomyślę o tym, że na przykład no przez pół
roku oddałbym się nieróbstwu no to myślę że to są
takie rzeczy których się boję, nie sprostać pewnym
zadaniom które na mnie ciążą, jest to pewnie jakiś
tam rodzaj odpowiedzialności.
Ty takich codziennych lęków nie masz,
nie boisz się latać samolotem, chodzić wieczorem
samotnie po ulicy?
Nie, nie, tego się nie boję, natomiast no te
strachy to zawsze są związane z dziećmi, wiadomo, że
tutaj wyobraźnia jest straszliwie łatwa do uruchomienia
w tym momencie, wiadomo, że jak tylko chodzi o dzieci to
od razu cały czas sobie wyobrażamy rzeczy najgorsze
które mogą się wydarzyć.
Z Ciebie wychodzi taki naprawdę prawdziwy facet znowu
się z Ciebie robi, Ty byłeś w wojsku, prawda?
Byłem, byłem.
Jak długo byłeś? I byłeś jednym z nielicznych
polskich muzyków rockowych?
...się paliłem, ale po długiej walce
zrezygnowałem i poszedłem po prostu.
To może to wojsko z Ciebie uczyniło takiego twardego
faceta?
A to wychodzę na takiego twardego? Nie, nie sądzę.
Znaczy nie tyle twardego co takiego nieulęknionego
trochę.
Ja myślę że to nie chodzi o czy ja się nie boję,
pewno że się boję, oczywiście że tak, natomiast
wydaje mi się, że mam w sobie coś, taką cechę która
powoduje że nie unikam trudnych sytuacji, jeżeli one
mają mi się wydarzyć to wchodzę w nie raczej tak w
sposób otwarty i staram się je zniwelować jakoś, to
znaczy nie to, że szukam jakiegoś guza na przykład w
jakimś tam towarzystwie, tylko że jeżeli widzę że
coś się kroi to raczej wolę sam pierwszy krok zrobić.
A przywalić (tak sobie pomyślałem) komuś byś
potrafił jakby trzeba było?
Myślę że tak, wszystko zależy od tego,
oczywiście gdyby to dotyczyło wyłącznie mojej osoby
to o wiele chętniej bym zwiał z takiego miejsca,
natomiast bardzo łatwo przekroczyć te granice jeżeli
byłbym w towarzystwie rodziny, no wiadomo że w tym
momencie bardzo łatwo mnie sprowokować.
Czyli lęków specjalnych nie masz. A słabości poza
bałaganiarstwem?
Słabości pewnie, no przecież to tak: lenistwo -
pierwsza słabość, oddawanie się - ja wręcz myślę,
że to jest takie pogrążanie się w bagnisku
bezczynności przed telewizorem nieraz, to mi się rzadko
zdarza oczywiście, ale jak się już temu poddaję to
potrafię ze trzy filmy ciurkiem obejrzeć, i z wielkim
wyrzutem sumienia idę spać wtedy na przykład. Po
prostu nieraz pracuję bardzo intensywnie a nieraz szukam
wręcz pretekstu żeby ciągle..., na przykład teraz
przed sobą mam mnóstwo, mnóstwo roboty.
I ciągle nowe preteksty wymyślasz, tak?
I teraz właśnie wymyślam dzisiejsze rozmowy z
Tobą na przykład, takie kombinacje cały czas takie
dziwaczne, ale wiem że potem zapłacę za to wielkim
stresem i tym że będę musiał siedzieć po nocach.
Muzycy często żyją w takim swoim zamkniętym
świecie i kompletnie nie interesuje ich to co się
dzieje w koło, jak ich zapytasz o to co w gazecie
dzisiaj rano było to nie bardzo wiedzą nawet co to jest
gazeta. Ty interesujesz się tym co wokół Ciebie się
dzieje?
Ja się interesuje, niestety interesuję, tak, tak.
A dlaczego niestety?
Mówię niestety dlatego, że z coraz większym
niesmakiem obserwuję to co się dzieje i razem ze
Zbyszkiem Krzywańskim tworzymy taki klub dyskusyjny
dwóch politykierów w zespole i cały czas tam
komentujemy to wszystko co się dzieje także właściwie
pierwsze pół godziny kiedy się spotykamy po kilku
dniach to jest taki dokładny komentarz, właściwie już
nawet myśleliśmy o tym żeby się może sprzedać w
jakiejś telewizji.
A mógłbyś się zaangażować w jakąś taką
działalność nie tyle społeczną co polityczną?
Polityczną wręcz nie, nie mógłbym.
A dać koncert nawet w jakiejś partii, co w Stanach
Zjednoczonych na przykład jest bardzo często, że
zespoły dają albo na Demokratów, albo na...
Nie, nie. A mamy ciągle tego rodzaju propozycje,
mamy ciągle i powiem Ci, że unikam właściwie każdej
ze stron politycznych, w związku z tym co się dzieje to
unikam bardziej jednych, potem bardziej drugich, ale
skuteczność jest cały czas taka sama.
Rozumiem że unikasz tych którzy są u władzy
akurat?
Tak, wydaje mi się że to nawet nie o to chodzi, ale
raz zdarzyło nam się zagrać nie na jakimś wiecu tylko
dla nieistniejącego już kongresu liberalnego, dla nich
po prostu jako dla ludzi którzy akurat mieli swoje
spotkanie i traktowaliśmy ich jako swoją publiczność
i uważam, że tutaj nie przekroczyliśmy pewnego progu,
bo co innego jest grać dla kogoś, ja jestem w stanie
nawet zagrać dla nie wiem, dla Samoobrony, jeżeli to
jest w zamkniętym gronie tylko dla nich, ale być może
jakaś myśl przecieknie tam z tego co jest w Republice.
Ja się zastanawiam czy Lepper chciałby Cię
posłuchać.
Natomiast co innego jest towarzyszyć jakiejś
kampanii wyborczej, to uważam za niedopuszczalne i
bardzo fatalnie znoszę to jak jakikolwiek zespół
towarzyszy jakiejkolwiek stronie politycznej, uważam że
to jest duży błąd.
Lubisz swoje stare teksty? Bo często tak jest że te
rzeczy które zrobi się ileś tam lat temu wydają się
teraz infantylne, czasem albo niedopracowane?
Nie, nie. Ja uważam że moje stare teksty są bardzo
dobre.
Znaczy ja nie mówię że są infantylne albo nie
dopracowane, tylko jaki masz do nich stosunek, bo nie
mówiliśmy jeszcze o twojej literackiej stronie Twojej
twórczości?
Powiem Ci szczerze że ja bardziej się uznaje jednak
jeżeli chodzi o warsztatową stronę tego wszystkiego co
robię, to myślę że teksty od początku jakoś tam no
były doprowadzone do poziomu którego nie muszę się
nawet dzisiaj wstydzić. I po prosu nawet teraz kiedy to
są teksty które w dalszym ciągu funkcjonują, bo na
koncertach wiele z tych piosenek gramy, to przecież
mógłbym coś poprawić gdybym chciał, a jednak nie
robię tego, oczywiście jest też....
To może z lenistwa nie robisz?
Nie, nie, to nie chodzi o lenistwo, oczywiście jest
też inna sprawa, że one właściwie przestały być
moją własnością kiedy je gdzieś tam wydałem na
płycie i kiedy utrwaliły się we wspomnieniach tych
wszystkich, którzy je wtedy poznali, ale wydaje mi się
że nie są to rzeczy których mogę się wstydzić.
Znasz naprawdę wszystkie swoje teksty na pamięć?
Tak, tak, oczywiście jeżeli wchodzimy powiedzmy w
orbitę kilku nowych, następnych które na przykład
sobie przypominamy, po to żeby zagrać to muszę je
sobie przypomnieć, to polega również na tym, że
nieraz trudno mi powiedzieć tekst na pamięć bez
grania, że poprzez ruchy uruchamia się coś tam, jakiś
korytarz w moim mózgu który pozwala na to żeby grając
akord D- mol właśnie następuje taka linna faza
słowna.
Jakie jest największe marzenie? Masz takie marzenie
naprawdę takie wielkie marzenie realne?
Hm, hm, hm...Wielkie marzenie? Właściwie moim
wielkim marzeniem ciągłym takim chociaż pewnie
chciałbyś usłyszeć ja wiem, jakąś taką żeby...
Nie, nie, nie to bym chciał usłyszeć.
Dla mnie to wielkie marzenie to jest zachować ten
status który jest w tej chwili.
Czyli jest Ci dobrze na świecie?
Żeby moja praca była moją pasją, tak jak jest w
tej chwili, żeby nie było specjalnych takich rewolucji
w tym co robię po prostu, bo to jest cały czas
pokonywanie tych samych trudności oczywiście w pewnym
sensie coraz to nowych ale to jest takie no borykanie
się z nowymi pomysłami, ale powiedzmy że to jest moja
pasja, więc lubię to robić i jakiekolwiek pieniądze z
tego są na przykład, to one muszą mi wystarczyć i to
jest bardzo dobre.
Masz dyplom ukończenia studiów
wyższych?
Nie, nie mam.
Nie masz?
Nie mam.
Na początku studiowałeś w Toruniu na wydziale to
był wydział...
Tak, to filologia polska.
Czyli polonistyki, i nie ukończyłeś tych studiów,
tak?
Widzisz, to to jest ta odpowiedź tutaj...
Egzaminy zdane a pracy magisterskiej nie ma?
Praca magisterska nie, poczucie wolności już mi
uderzyło do głowy, Republika, koncerty, czy ja wiem czy
niestety, no po prostu inne rzeczy mi się zdarzyły w
życiu. No wiadomo że to tak musiało być a nie
inaczej.
A Ty dobrym studentem byłeś? A czy upatrywano w
Tobie jakiegoś przyszłego polonistę?
Wiesz że bardzo fajnie przeszedłem przez praktyki
nauczycielskie, i to w podstawówce i w szkole średniej
- w liceum w Toruniu, do tej pory jeszcze znajduję...
Wychowanków?
Wychowanków oczywiście na krótkim dystansie, ale
to była rzecz którą wydaje mi się mógłbym robić i
to z jakimś tam powodzeniem, także to nie byłoby chyba
nawet takie złe, ale rzeczywiście była to taka
sytuacja, że ja dziwię się właściwie sobie dlaczego
nie skończyłem tej pracy bo miałem świetny temat, sam
sobie go wybrałem, bo pisałem o takich bardzo krótkich
formach poetyckich, takich siedemnastozgłoskowcach
japońskich, na podstawie jeszcze w dodatku takich
wierszy napisanych przez Grochowiaka, więc materiał
literacki miałem po prostu wymarzony, i mnóstwo prac
zgromadziłem, i część już tej pracy napisałem no
ale potem po prostu już nie to że nie było czasu,
tylko nie odczuwałem takiej potrzeby, żeby to
skończyć.
A Ty prowadziłeś takie życie studenckie trochę,
czy to już było raczej życie wtedy muzyka rockowego?
W drugiej części studiów to już byłem muzykiem,
już byłem muzykiem i muszę powiedzieć że tam
zarwałem jeden rok, wziąłem urlop dziekański, tam
kombinacje różne się odbywały alpejskie żeby
doprowadzić to do absolutorium tak jak się udało, nie
mniej jednak bardzo fajnie wspominam ten okres, wydaje mi
się że polonistyka dużo mi dała i wydaje mi się, że
to są świetne studia, kontakt z ludźmi z którymi nie
tylko studiowałem ale przede wszystkim...
Ale przydała Ci się w tym co robisz?
Tak, tak, myślę że tak. Nie twierdzę że bez tego
bym sobie jakoś tam nie poradził, ale myślę, że to
mi dało na przykład taka dużą pewność siebie,
choćby to że na przykład z taką sporą pewnością
mówię że warsztatowo moje teksty z tego okresu są
niezłe....
Jakiś profesor Ci je kiedyś ocenił?
Nie, nie natomiast bardzo miałem takie sympatyczne
kontakty w związku z tym że Republika już istniała i
że jakoś tam była poznawana i wręcz analizowana na
niektórych zajęciach te teksty. Nie miałem z tego
powodu żadnych skutków ubocznych
O Twoich tekstach już ktoś napisał pracę
magisterską?
Tak, powstawały takie prace, bardzo ciekawe
zresztą.
To lada moment szkołę będziesz może mógł mieć
swojego imienia?
Nie, ha, ha, ha... oj nie, nie.
Rozmawiali Rafał Sławoń i Kalina Białek
dzięki uprzejmości internetowego
serwisu Radia Zet
|