STRONA GŁÓWNA BIOGRAFIA
DYSKOGRAFIA
TEKSTY
FOTOGRAFIE
WYWIADY
"Wiedźmin"
<<<powrót
INFORMACJE
MULTIMEDIA
KSIĘGA
GOŚCI
CHAT
SONDA
KONTAKT
|
|
|
OBYWATEL REPUBLIKI
MARZEŃ
Grzegorz Ciechowski "Republika
Wiedźmina"
Nuta:
Czy czytywał Pan Sapkowskiego?
Grzegorz Ciechowski: Zauważyłem, że to pytanie
dyżurne, które zadaje się wszystkim, biorącym udział
w produkcji filmu. Tak jakby znajomość książek
Sapkowskiego była paszportem uprawniającym do pracy nad
"Wiedźmiem".
Nuta: A nie jest nim?
GC: Niekoniecznie. Film to odrębna produkcja, tu nie
pracuje się na podstawie książki tylko scenariusza.
Ekipa składa się profesjonalistów i może nawet
lepiej, żeby podchodzili do tematu bez obciążenia
własnymi sympatiami czy antypatiami. Ja akurat
zetknąłem się z Sapkowskim dopiero, gdy autor
scenariusza poprosił mnie o opinię. Prywatnie; wtedy
jeszcze nie byłem zaangażowany w produkcję filmu.
Żeby ocenić scenariusz musiałem więc przeczytać
książkę i muszę przyznać, że nie było mi z tego
powodu przykro. Nawet przeciwnie, pożałowałem, że
robię to tak późno.
Nuta: Mi akurat nie chodziło o
sprawdzanie Pańskiego paszportu. Interesowała mnie
raczej Pana opinia na temat literatury fantasy; i w
Republice i na solowych albumach pisał Pan teksty mocno
osadzone na ziemi...
GC: Wydaje mi się, że w jakimś stopniu wszyscy
lubią taką literaturę, już choćby poprzez pamięć
bajek, które czytano nam w dzieciństwie. Przyznam, że
nie czytałem w życiu zbyt wiele fantasy, ale do dziś
pamiętam jak ogromne wrażenie wywarł na mnie swego
czasu Tolkien. Ta niesamowita umiejętność budowania
równoległych światów, angażowanie wyobraźni...
Wydaje mi się, że Sapkowski posiada podobny talent.
Nuta: A tak generalnie, co lub kogo
najchętniej Pan czyta?
GC: Wie Pan, było tyle książek, które były dla
mnie ważne na różnych etapach życia, że nie
potrafię podać jednego autora. Pierwszym, którego
pamiętam z dzieciństwa to Karol May i jego
"Winnetou" - to dzięki niemu stałem się
molem książkowym. Ale później było tego tak wiele...
W ogóle koniec lat 60. i lata 70. były okresem bardzo
intensywnego czytelnictwa. I nie mówię tu tylko o
sobie. To były takie czasy, kiedy okresowo panowały
mody na literaturę jakiegoś kraju, albo jakiegoś
autora. To były mody porównywalne swoim zasięgiem z
dzisiejszymi modami na wykonawców muzyki popularnej.
Każdy wtedy wiedział kim, na przykład, jest Marquez.
Nuta: Wróćmy do
"Wiedźmina". Wspomniał Pan o talencie
Sapkowskiego do angażowania wyobraźni i przenoszenia
czytelnika do jakiegoś równoległego świata. Czy film
ma ten sam atut?
GC: Ja już nie potrafię na to spojrzeć
obiektywnie. Uczestniczyłem w zdjęciach i produkcji,
przyglądałem się pracy ekipy i jestem zainfekowany
emocjonalnie. Mogę tylko z całą pewnością
powiedzieć, że zaangażowanie ekipy było niezwykłe.
Michał Żebrowski na osiem miesięcy dosłownie stał
się Wiedźminem: widziałem z jakim zapałem ćwiczył
aikido, jak przygotowywał się do roli... Uważam, że
trafiła mu się rola życia i wykorzystał ją w pełni.
Nuta: Mimo presji fanów Sapkowskiego?
GC: Chyba właśnie dzięki tej presji. Im częstsze
i im bardzie absurdalne były ataki, tym intensywniej
ćwiczył. Czytelnicy Sapkowskiego bali się, że będzie
to powtórzenie jego roli w "Panu Tadeuszu"
tyle, że z większą ilością walki na miecze. Nic
bardziej błędnego; Żebrowski jest tu Wiedźminem.
Nuta: A Pan jako autor muzyki odczuwał
w jakiś sposób tę presję?
GC: To była presja innego rodzaju. Czytelnik
Sapkowskiego ma jakąś wizję postaci występujących w
książce, scenerii czy sytuacji - chociaż muszę
powiedzieć, że Sapkowski wcale nie zawsze zamyka swoje
postacie w wyraźnych ramach - ale przecież nikt nie ma
wizji muzyki. Myślę, że raczej sam wywierałem na
siebie presję. Widząc zapał ekipy, bałem się czy
będę w stanie dotrzymać im kroku. Proszę pamiętać,
że ja w zasadzie przystępowałem do pracy po
ukończeniu filmu. Oczywiście wcześniej zbierałem
pomysły i kreśliłem sobie jakąś wizję muzyki, ale
nie precyzowałem jej. Obserwując więc przez kilka
miesięcy pracę aktorów i wszystkich innych ludzi
zaangażowanych w produkcję, stopniowo narastały we
mnie obawy.
Nuta: "Wiedźmin" jest filmem
trochę przygodowym, trochę romantycznym, a trochę
patetycznym. Które wątki chciał Pan podkreślić
komponując muzykę?
GC: Jak Pan sam powiedział, wątków filmu jest
kilka i podobnie niejednoznaczna jest muzyka. Jest bardzo
eklektyczna, przewija się tutaj i muzyka chóralna i
tematy smyczkowe i śpiew operowy, ale również tematy
głęboko etniczne. Ostatecznie muzyki w filmie jest
dużo, co jest dla mnie sygnałem, że wstrzeliłem się
w oczekiwania autorów.
Nuta: Jako kompozytor i producent jest
Pan od jakiegoś czasu zainteresowany nowoczesnymi
brzmieniami: nową elektroniką, trip hopem... Na ile te
zainteresowania odbijają się w muzyce do
"Wiedźmina"?
GC: Trochę tego rzeczywiście jest, ale chyba raczej
w technice pracy nad muzyką, a nie w ostatecznym
efekcie. W tej chwili pracuję nad nową Republiką i
kilkoma innymi projektami, w którym mogę sobie
pozwolić na rozwijanie tych zainteresowań. W tym
przypadku starałem się inspirować przede wszystkim
obrazem, a nie gatunkami muzycznymi. Nowoczesny sprzęt
stanowi dość dużą pokusę dla kompozytora. Nie muszę
na przykład ściągać do studia wiolonczelisty, bo
mogę zaprogramować niemal idealne brzmienie wiolonczeli
elektronicznie. Oczywiście kryje się tu pułapka, w
którą staram się nie wpaść; o ile mogę
zaprogramować brzmienie wiolonczeli, o tyle nigdy nie
zastąpię emocji i osobowości wiolonczelisty...
Nuta: "Wiedźmin" jest
opowieścią, która dzieje się co prawda w czasie
mitycznym, ale jednak w scenerii średniowiecza. Czy na
soundtracku odnajdziemy jakieś elementy muzyki
średniowiecznej?
GC: Bezpośrednio nie, ale jest za to dość dużo
elementów muzyki etnicznej, co wprowadza jak sądzę
pewną atmosferę tamtych czasów.
Nuta: Są dwie szkoły patrzenia na
polskie super-produkcje. Jedni podkreślają, że
kręcąc je wychodzimy poza zaścianek Europy Wschodniej,
skutecznie konkurując z produkcjami światowymi; inni
odwrotnie, wskazują, że w ten sposób pogłębiamy
własną zaściankowość, kopiując w gorszym stylu
pomysły filmowców zachodnich. Co gorsza, torpedując
tym samym młodych i oryginalnych twórców. Jakie jest
Pańskie zdanie o krajowych super-produkcjach?
GC: Ja myślę, że nie można tak generalizować.
Trudno na przykład porównywać "Wiedźmina" z
"Quo Vadis", którego cała promocja polegała
właśnie na powiedzeniu ludziom, że film warto
zobaczyć, bo jest najdroższy. W przypadku
"Wiedźmina" pieniędzy było niezbędne
minimum. Były momenty, w których autorzy musieli
szukać tańszych rozwiązań.
Nuta: Rozrzutności Pan nie odczuł?
GC: Z całą pewnością nie.
Autor: Wojtek Wysocki
|