STRONA GŁÓWNA BIOGRAFIA
DYSKOGRAFIA
TEKSTY
FOTOGRAFIE
WYWIADY
"Głos Wybrzeża"
<<<powrót
INFORMACJE
MULTIMEDIA
KSIĘGA
GOŚCI
CHAT
SONDA
KONTAKT
|
|
|
Skazani
na ryzyko
Z Grzegorzem CIECHOWSKIM, liderem zespołu
Republika,
rozmawiał Jerzy UKLEJEWSKI
Wiadomość o nagłej śmierci Grzegorza
Ciechowskiego, jednego z czołowych artystów w historii
polskiego rocka była wielkim zaskoczeniem. Miał dopiero
44 lata... Pochodził z naszego regionu, urodził się w
Tczewie. Absolwent polonistyki Uniwersytetu Toruńskiego,
muzyk, poeta, wokalista zespołu Republika. Występował
pod pseudonimem Grzegorz z Ciechowa, Obywatel G.C.
Piosenki w jego wykonaniu biły rekordy popularności
("Kombinat", "Biała flaga",
"Śmierć w bikini", "Tak, tak...to
ja!", "Mamona"). Był producentem płyt
debiutujących piosenkarzy m.in. Kasi Kowalskiej,
Atrakcyjnego Kazimierza. Pisał utwory pod nazwiskiem Ewy
Omernik. Komponował muzykę filmową (m.in. do filmu
"Obywatel Świata", "Wiedźmin").
Grzegorz
Ciechowski był - można rzec - instytucją. Artystą
ambitnym, inteligentnym i mimo pewnych zwrotów w życiu
zawodowym i prywatnym dążył do tego, aby mieć
wszystko dobrze poukładane. Wiedział, co chce
osiągnąć i perfekcyjnie do tego dochodził. Jego
twórczość wpisać można złotymi zgłoskami do
dorobku polskiej kultury. Odszedł nagle, w pełni sił.
Zmarł w warszawskim szpitalu po operacji tętniaka
serca.
Z
Grzegorzem Ciechowskim przeprowadziłem wywiad, który
jeszcze przed drukiem chciałem "dopieścić",
potem przesłać do autoryzacji. Mijały dni, a spisana z
magnetofonu rozmowa leżała w szufladzie. I przyszła ta
nieoczekiwana wiadomość... Oto zapis nieautoryzowanej -
z tragicznej konieczności - rozmowy z Grzegorzem
Ciechowskim.
- Kim
pan jest, za kogo się uważa; piosenkarza, kompozytora,
autora tekstów piosenek, producenta?
- Żeby
na to pytanie w pełni odpowiedzieć, trzeba sięgnąć
do początków mojej działalności na muzycznej scenie.
Wszystko zaczęło się od Republiki, był styczeń 1980
roku. Pierwsze znaczące koncerty dla publiczności
daliśmy w połowie 1981 roku w Toruniu.
- I
od razu osiągneliście wielki sukces, Republika odeszła
od dotychczasowych wzorców obowiązujących na polskiej
scenie. Wasze stroje nie były kolorowe, a czarno-białe.
Muzyka, teksty trafiały na podatny grunt. Staliście
się zespołem kultowym... Niespodziewanie , w 1986 roku
zespół zszedł ze sceny, dlaczego?
- W
każdej grupie zdarzają się pewne nieporozumienia... U
nas też coś takiego zaistniało. Rozstaliśmy się z
dużym hukiem. No cóż, myśleliśmy, że to już jest
ostateczny rozbrat, sprawa zamknięta. A jednak po latach
spotkaliśmy się ponownie. Teraz wspominamy to nasze
rozstanie jako okres separacji, jak w przypadku starego
małżeństwa. A, że nie lubię pustki, dlatego zaraz po
rozpadzie Republiki pojawił się Obywatel G.C. To była
taka formacja, która miała zastąpić w moim życiu
Republikę. Tutaj miałem swobodę w doborze muzyków.
Zbierałem wówczas pierwsze doświadczenia jako
producent, uczyłem się na własnych błędach. W 1990
roku przezwyciężyliśmy waśnie i Republika ponownie
dała o sobie znać. Lata dziewięćdziesiąte
przyniosły jeszcze trochę innych moich wcieleń, nie
miały one nic wspólnego z Republiką czy Obywatelem
G.C. Pojawiłem się wówczas jako Grzegorz z Ciechowa;
wydałem album z muzyką etniczną "Oj DADAna".
Jako enigmatyczna Ewa Omernik pisałem teksty piosenek
dla Justyny Steczkowskiej. Tych wcieleń było sporo.
Wydaje mi się, że jest to naturalne, że stale trzeba
być na jakiejś drodze poszukiwań. Utrzymanie się w
tych pierwszych szeregach i bycie na tzw. topie (nie
lubię tego określenia, ale coś takiego funkcjonuje),
wymaga to ciągłej pracy i sprytu kameleona. W stale
zmieniającym się środowisku muzyków, trzeba
odnajdywać coś co jest pasją i tworzyć to co przez
ludzi będzie dobrze odbierane. To jest taka
umiejętność, którą trzeba by zdobyć w branży
rozrywkowej być widocznym.
-
Aktorzy śpiewają, piosenkarze grają w filmach, a pan,
czy też miał filmowe propozycje?
-
Wielokrotnie. Na samym początku wielkiej popularności
Republiki proponowano mi główne role w różnych
filmach (m.in. "To tylko rock"). Zdecydowanie
odmawiałem, nie odpowiadały mi scenariusze. Wydaje
się, że działania takie mające na celu promocje
filmów za pomocą nazwisk z estrady są takim rodzajem
dziwnej manipulacji, tzn. traktuje się trochę
publiczność niepoważnie. Wciska się jej jakieś znane
nazwiska i sugeruje, że to jest aktor. W ten sposób
realizatorzy filmu również chcą się uchronić przed
ewentualną niską frekwencją. Uważam, że dobry film i
tak się obroni, niezależnie czy na planie filmowym
będą występować aktorzy - debiutanci czy ludzie z
estrady. Dobry film nie potrzebuje nazwisk ani Justyny
Steczkowskiej (film "Billboard"), ani też
Janusza Panasewicza (film "Nic"). Ale jeżeli
pyta pan o mój udział w filmie, to rzeczywiście
miałem taki jeden epizod. Było to w 1989 roku,
zgodziłem się na jedną rolę w filmie Bogusia Lindy
"Seszele". To był jego debiut reżyserski.
Zagrałem postać egzekutora długów, takiego strasznego
brutalnego gangstera. W pierwszej fazie tej roli biłem i
łamałem palce Zbyszkowi Zamachowskiemu, głównemu
bohaterowi filmu, a w końcowej miałem poderżnięte
gardło i ucięty mały palec, więc publiczność w tym
momencie odetchnęła z ulgą, że w końcu tego
skurczybyka załatwili. To była bardzo krótka, ale
efektowna rola. Zajęło to mi tylko jeden dzień
zdjęciowy.
- A
może drzemią w panu jakieś zdolności aktorskie i
zechce gościć na filmowym planie?
- Nie,
nie, to nie dla mnie. Bardzo współczuje aktorom,
szczególnie filmowym, to jest straszna robota. Oni
siedzą cały czas na planie, muszą być skupieni,
dyspozycyjni i w pełnej emocji odgrywać scenę, która
jest przygotowywana przez panoszącą się na planie
ekipę, gdzie świętym nawet nie jest reżyser, a
operator.
-
Pochwalić się może pan bogatym dorobkiem płytowym,
wszystkie płyty stawały się bestsellerami, a piosenki
gościły na czołowych miejscach list przebojów. Jak
układa się współpraca z firmą fonograficzną przy
produkcji muzycznego albumu?
-
Zwyczaje w firmach fonograficznych są takie, że
przychodzi się i prezentuje tzw. materiał demo. Potem
są dyskusje, padają jakieś propozycje zmian ze strony
wytwórni, no i wejście do studia, nagrywanie. W
przypadku albumu "Masakra", te etapy zostały
pominięte. Do momentu zmontowania taśmy
"matki", nikt w wytwórni nie wiedział co
będzie na płycie. Od razu wystartowaliśmy z gotowym
materiałem. Wychodzę z założenia, że praca zespołu
rockowego nie może być uzależniona od osób trzecich,
tym bardziej nie związanych z zespołem. To, co robimy,
jest zapisem emocji, to jest bardzo intymne. I
pokazywanie tego w jakieś formie początkowej z próbą
ingerencji jest wręcz dla mnie poniżające.
-
Woli pan pracować w ciszy i spokoju?
- Tak,
bez zbędnych konsultacji z boku. Bo cóż może mi
powiedzieć ktoś z wytwórni... oni wobec mnie, wobec
albumu mogą mieć tylko pewne oczekiwania. To jest tak,
jak wynajmuje się snajpera i za niego chce się dokonać
tego decydującego strzału.
-
Który z albumów reaktywowanej w 1990 roku Republiki,
uważa pan za najważniejszy?
-
"Masakrę". Ta płyta była takim ostatnim
momentem w którym mogliśmy jednoznacznie sobie
odpowiedzieć na pytanie czy Republika to jest zamknięty
okres, którego nie warto ruszać, czy to jest już
koniec historii tego zespołu? Dla mnie ta płyta była
czymś niezbędnym, czymś co dobudowało kolejną
część mojego myślenia na temat zespołu. Ta płyta w
jakimś sensie otworzyła nam drogę do dalszego
istnienia Republiki.
- Z
tego albumu pochodzi chyba "najdroższy"
teledysk do piosenki "Mamona", pamiętam
spadające dolary, zespół został wręcz nimi zasypany.
- Same
rekwizyty to 16 milionów dolarów w banknotach.
Oczywiście to były falsyfikaty, ale pieniądze
zgromadzone w takiej ilości zawsze budzą emocje nawet
mając świadomość, że są to falsyfikaty. Widząc
tyle dolarów, na planie wideoklipu zupełnie inaczej
się zachowywaliśmy. No, nie tylko my, ekipa
realizująca teledysk również. Cały czas trwały
jakieś zabawy; płacono sobie nawzajem, oddawano stare
długi, po prostu dobrze przy tym bawiliśmy się.
-
Czym różni się "Republika" ta z lat
osiemdziesiątych od obecnej?
-
Jesteśmy starsi, bardziej doświadczeni, bogatsi w
sporą wiedzę. A co najważniejsze, po dłuższej
przerwie znowu jesteśmy razem. Udało się nam coś co
było bardzo trudne. Zdajemy sobie sprawę z pewnego
cyklu popularności; obserwujemy wzloty jednych
zespołów i upadki drugich, i my też bywamy raz na
górze, raz na dole.
-
Znany jest panu zagraniczny zespół Republika z piękną
wokalistką Saffron?
- Tak,
oczywiście, kilka lat temu dowiedziałem się o tej
grupie i było to dla mnie bardzo zabawne, że jest taki
zespół o identycznej nazwie.
- Jak
pan ocenia pozycję Republiki na polskim rynku muzycznym?
-
Republika, to zespół, który jest zawsze skazany na to
by ryzykować, poszukiwać. Jeżeli miałbym tu
porównywać, a jest to porównanie bardzo schlebiające
Republice, to porównałbym go z grupą King Crimson
(jeżeli chodzi o zachodnich wykonawców). Oni też
należą do zespołów poszukujących, którzy nie mają
za zadanie nagrania kolejnej płyty, paru kolejnych
hitów.
-
Współpracuje pan z dużą firmą fonograficzną, na ile
może być pan swobodny w swoich działaniach muzycznych?
- To
jest współpraca oparta na obopólnym zaufaniu -
oczekują ode mnie pewnych rzeczy, a ja oczekuję pełnej
niezależności. Te interesy gdzieś są wbrew sobie, ale
myślę, że mam u nich spore zaufanie i ta współpraca
dobrze się układa.
- Co
w tym zawodzie jest uciążliwe?
- Duży
stres. Chyba wszyscy co nagrywają płyty starają się
robić to jak najlepiej, ale nigdy też nie wiadomo jak
zostaną one przyjęte przez publiczność. Wydaje się
nam, iż nagraliśmy dobre piosenki, że to będzie
"super bomba", a tu okazuje się, że one nie
tak są odbierane jak to sobie wyobrażaliśmy, że to co
miało być dobre jest wielkim niewypałem.
-
Jakiej słucha pan muzyki, kiedy jest zmęczony?
-
Najlepiej jazzowej, taki jazz - rock lat
siedemdziesiątych, takiej muzyki, która jest poza tą
co robię.
-
Znajduje pan czas na oglądanie filmów?
- Tak,
siadam sobie wieczorem przed telewizorem i oglądam
różne programy, filmy, działa to odprężająco. Nie
sposób tu wymienić tytułów filmów, które
obejrzałem, po prostu oglądam. Jeżeli zaś chodzi o
same filmy, to lubię te, które stworzył Jan Jakub
Kolski. Dodam tutaj, iż znakomicie układała mi się z
nim współpraca przy realizacji wideoklipów do albumu
"Oj DADAna".
- Nie
licząc przerwy, Republika istnieje już 20 lat, co
dalej?
- Były
koncerty z okazji jubileuszu, a teraz czas na nowy album.
-
Dziękuje za rozmowę.
|