STRONA GŁÓWNA
TEKSTY |
"A zwycięzcą jest..." Jak się czujecie, moi drodzy marcowi
Czytelnicy? Pytam Was o to retorycznie, tkwiąc w
grudniowych ciemnościach i zdając sobie sprawę z tego,
że mój tekst dotrze do Was za mniej więcej dwa
miesiące. Dla felietonu to długi okres, w związku z
czym czuję się jak astronauta, który opuszcza swoje
otoczenie, udając się w kilkuletnią podróż. Kiedy
powrócę, zastanę już zupełnie inną, nową
cywilizację... Wiecie co? Sam chętnie przeczytam
jeszcze raz to, co teraz piszę, razem z Wami, aby
przypomnieć sobie mój stan grudniowej ciemnoty. Bowiem
wiele, wiele pytań odnajdzie do marca swoje odpowiedzi.
Tegoroczne książki już się napisały, płyty się
nagrały, premiery filmowe odbyły, wydarzenia teatralne
zelektryzowały swoją publiczność. Rok 1997 dogorywa,
ale tak, jak dla sępa wszelka zwierzyna staje się
interesująca dopiero po śmierci, tak dla mediów
wszelkich stary rok staje się ciekawy dopiero po
sylwestrze. Nagrody, podsumowania, rankingi, laureaci,
najlepsi, najgorsi, debiuty, powroty... Media
pochłaniają raz jeszcze to wszystko, co powstało w
zdechłym właśnie starym roku i wydalają w wyniku tego
procesu nagrody, którymi obdzielają zwrotnie swoich
zeszłorocznych żywicieli. Patrzcie no, marcowi
Czytelnicy, co się dzieje! O ileż więcej wiecie ode
mnie, o tym, co stało się w 1997 roku! Niby ze mnie
szczwany lis i swoją branżę powinienem znać, ale nie
odważę się na stuprocentowe obstawienie Paszportu
Polityki '97 w dziedzinie tzw. rozrywki. Kayah czy
Maleńczuk? Bartosiewicz?... Na pewno nie... Dostała
przecież cztery lata temu. .. Steczkowska ?Nie... Za
dużo jej w mediach. Pod koniec grudnia odbędzie się w Teatrze Wielkim impreza, o której też masz większą wiedzę ode mnie, marcowy Czytelniku. Wystąpią razem Jose Carreras i Edyta Górniak. W ten sposób Edyta rozpocznie cykl imprez związanych z odbiorem nagród, jej występ ze słynnym tenorem jest bowiem wynikiem konkursu. Konkurs ten zgotowała artystom pani Niemczycka, wręczając Jose Carrerasowi ok. pięćdziesięciu płyt polskich wykonawców i prosząc go o rozważenie możliwości wspólnego koncertu z którymś z nich. "Thank you, Katarzyno - powiedział po angielsku Carreras. I will thing about that..." Jak powiedział, tak zrobił. Na podstawie wypowiedzi prasowych Edyty Górniak wiemy, że słynny tenor przesłuchał dokładnie polski zestaw muzyczny i bez najmniejszego wahania wybrał ją. Edyta jest z tego powodu bardzo dumna. Widzicie? Co to się dzieje na świecie! Pięćdziesięciu nominantów! I wszyscy mieli swoją szansę! Ja to się bardzo cieszę, że padło na Edytę... A gdyby tak wybrał mnie? Bo nie jest wykluczone, że wśród tych pięćdziesięciu płyt zaplątała się jedna z moich. Zimny pot mnie oblewa na myśl o telefonie z fundacji pani Niemczyckiej z informacją, że dnia tego a tego mam się stawić w Teatrze Wielkim, bo będę śpiewał w duecie ze słynnym tenorem. Odmówić nie wypada, bo cel przedsięwzięcia szczytny. Trzeba śpiewać, cholera jasna, nie ma wyjścia! To by dopiero było! Obciach na cala Polskę i pól Manhattanu! Myślicie, że przesadzam? To wyobraźcie sobie Jose Carrerasa podczas rytualnego przesłuchiwania pięćdziesięciu kandydatów do wspólnego koncertu... Jego asystent poukładał zbiór w kolejności alfabetycznej (tak mniemam). Ahimza, Anna Maria Jopek, Alicja Majewska, Atrakcyjny Kazimierz, Bajm, Bartosiewicz (Edyta), Budka Suflera, (Pod) Budą, Chylińska (Agnieszka), z Ciechowa Grzegorz (A co? Mogłem tam być? Pewno, że mogłem!), Homo Twist, Kazik Staszewski, Kayah, Kukulska Natalia i tak dalej, aż do Urszuli, Varius Manx i death metalowego Vadera. Wymieniłem dopiero siedemnastu. Było ich (nas?) ok. pięćdziesięciu! Jose Carreras z cierpliwością mazurskiego urlopowicza zanurzył się na kilka dni w świat polskich dźwięków. Zaczął, powiedzmy, w poniedziałek, a skończył w piątek późną nocą. Obudził asystenta drzemiącego pod gabinetem i szepnął mu cicho: "Tak jak się spodziewałem, wygrała artystka opatrzona godłem Pocahontas, słuchałem jej muzyki w środę, późnym popołudniem... Teraz możesz mi podać jej prawdziwe nazwisko... I zadzwoń do Polski. Niechaj puszczą biały dym w kominy Teatru Wielkiego..." Wszyscy ci, którzy zostali odrzuceni, niech nie podskakują. Decyzja została podjęta jednoosobowo i zgodnie z procedurami. Zawiedzeni artyści mogą się pocieszać wyłącznie nadzieją podczas kolejnych dwóch konkursów, wszak pozostało jeszcze dwóch słynnych tenorów. I niech będą zadowoleni, że lista odrzuconych nie została wydrukowana. Tymczasem trzymajcie się ciepło, marcowi Czytelnicy. Wy macie chociaż nadzieję na rychłą wiosnę, a ja muszę wyjść w ten trzaskający mróz na spacer z moją rudą suką. Ona też wygrała swój życiowy konkurs: wybraliśmy ją spośród dziesięciu innych szczeniąt. I nie narzeka. |